wtorek, 16 listopada 2010

& niestety.

& niestety niektorzy sa tak glupi & tepi & w ogole nieposkromienie niedorozwinieci umyslowo/emocjonalnie/jakkolwiek, ze mnie wszystko boli, kazdy miesien, kiszki mi sie skrecaja, bebechy wywracaja do gory nogami, wyplywaja uszami & wlasiwie, to ja prawie czuje jak mi ktos kosci lamie, ale tego nie udowodnie, bo lezac wstaje & wszystek caly.

sa straszni.
sa przerazliwie straszni,
przerazliwie przerazliwi.

boje sie tego, jak daleko moze zawedrowac ich glupota.

bo zazwyczaj, jak sie zle/glupie dzieje, to ja wlasnie tam jestem & tak jakos w chwili slabosci/tymczasowej rezygnacji ja się za tym wloke jak te krowy na wypas rzedem & sie przygladam.

& tak & srak.

& daję się przerobic na mięsny koktajl wlasnie.

wyobrazam sobie ostrza gigantycznego robota kuchennego & w przeciagu dwudziestu sekund jestem bordowawą mieszaniną póljednorodną, zalegam w pięćdziesięciolitrowym kotle & marze o tym, by mnie juz ktos wypil.

niosą mnie gdzies, tak się co moment ulewam po bokach,
jest mnie co raz mniej

zostaje resztka na dnie,

a potem na przyklad tylko slysze, ze juz nie ma co zbierac, a moja szynka stracila termin waznosci.

listopadowe żale.

jesteś tymi ludźmi, których spotkałeś, zawieszają się w twojej plaźmie międzycząsteczkowej okrywając cię kocykiem w postaci zdarzeń-wydarzeń-historii, przywierają do komórek pamięci & często torsjogennie, definiują twoje wspomnienia. jeśli masz tendencję do wpadania w zgniliznę - jej smród zaleczaj czasem & chwilowymi zmianami ilości świadomości w samoświadomości.
na koncu zostajesz sam,
sam jestes na poczatku,
a te mniej, badz bardziej czeste modulacje wymiarem samosci pomiedzy jedna klamrą, a drugą...
stanowią jedynie obraz twojej uleglosci.
im jestes slabszy, tym wieksze scierwo ci sie glowie zapisze jajo cokolwiek istotne.
tak bardzo, jak najbardziej jak tylko można takie nie jest. (istotne.)
& na tym dluzej.
& gorzej.
ale mniejsza.

sobota, 13 listopada 2010

buch-chu-cha, buch-chu-ha, idzie zi-ma złaaa [!]

tsssssss...
& tak niestety jest, ze co raz mniej pamiętam, a co raz więc NIE-pamiętam.
źle raczej, bardzo nawet, a szkoda, oj szkoda, bo straty pluswielkie.
wyjazd sie jutro przytrafia, na stacje bp, tak wlasnie, tak wlasnie.
wszystko dziwne, wszystko kiepsko realne.
a ja ni-to mala, ni potezna.
nie moge sie pogodzic.
z tym & tym & tamtym & owakim.
duzo, nieprzyjemnie.
nada w kewstii progresu.
jest tak & stoi & ruszac sie nie zamierza.
no nie zalezy az do takiego stopnia.

niedziela, 7 listopada 2010

MIESIAC.

wlasnie minal miesiac, odkad babus zmienila swe forme z tej fizycznej, "przyziemniej", namacalnej, w cos blizej nieokreslonego, daleko-bliskiego, lecz wciaz istniejacego.
mam w zwiazku z calym zajsciem dziwne dosyc mysli, nawet mnie sama przerazaja, aler coz poczac, wlasnych mysli nie ukatrupie, chce je tam w glebi czegos, siebie, czymkolwiek jestem.

mniejsza.

babus wciaz tu jest, lecz inaczej, lepiej, ciszej.
jest bezbolesnie, a to nasza samolubna, genetycznie wbita w system mentalnosc kaze nam rozpatrywac podobne kwestie w
kategoriach negatywnych.
tez nie bez powodu.
ten czlowiek, te jego stada, stada stad, kazdy indywidualnie & razem z innymi & reszta &bleble, tak dalej.
kazdy sie kreci jak ta kula z szybko wibrujacuych okregow & od szeregu czynnikow zalezy co, KTO, jak, NA ILE jest pelny.

babus wciaz tu jest, lecz inaczej, lepiej, a my, zeby uczcic koniec pewnego etapu jej bytowania musimy poswiecic ten czas na zal, smutek, lzy.
babus wciaz tu jest, a my bedziemy plakac.
babus wciaz tu jest, ale mnie to bedzie niszczyc przez dluzszy czas jeszcze.

babus wciaz tu jest & kiepsko jest wraz w sumie tym, ktorzy wiedza, rozumieja, widza, ale czuja intensywnie.

babus wciaz tu jest, a ja bym chciala byc w tej formie co & ona.

tak jakos strasznie bym JUZ chciala.

number cruncher niszczy mi baterie, a taka sobie np. przegladarka internetowa juz nie, lub mniej po prostu.

jw. dlatego wybieram to drugie.
na pole bitwy dla mojego systemu nerwowego & palcow.
to jest bardzo dobre pole & sie przyczepic nie ma jak, bo rozwija & manualnie & psychoterapeutycznej natury profity daje, niewatpliwie.
sie ukryc nie da.

w koncu odkad zwracam tu werbalnie czuje sie znacznie lepiej, moj nastroj odnotowuje tendencje rosnace a sily witalne niczym kalosz w wisle przeplynely na spotkanie ze mna, ze szczyrka az pod swietokrzyski.

ale dominique sarcastiqe, intelligent & ogolnie sprechen-sie-deutch-fajna, slodka do zjedzenia, bo przecie mondra, to se lubi tak doraznie.
wtedy rzeczywiscie pomaga.
sprawiajac wrazenie czegokolwiek.
w jej wykonaniu, tu, uwaga, wazny szczegol.

w onej krwi, krolu zloty, co za duzo, to niezdrowo.

a co w mojej & tego co jej sie podsyla, to jeszcze wrecz gorzej. leb jak szalony boli a & miesnie dzien caly niczym kozak na pobojowisku, badz taki, co sie cofniewszy w czasie, ciezarowke napotkal, lecz co widzial, nie wiedzial.
nie no, o-o.
bezwlad opor.
juz nawet wymyslic nie moze, czego sluchac, tak jej cisnienie w migren-icznej konwencji po skroniach wali, zaprzestac nie chcac, bo po co.
bol et kociokwik, STOP, inside et outside, STOP, dziwnie, STOP, nienajlepiej, STOP, raportu koniec, bez odbioru.

sobota, 6 listopada 2010

at times drugs just get in the way.

at times they're the ones to heal.
at times they're that 1 ultimate cure.

still not sure of the case.

as much as it shows.

"piss out". (oh jokes, sweet jokes...)

klamstwa.

wszedzie kurba klamstwa & fakt, ze wiem, ze to one, gdy je widze.
tfu.
fakt, ze je widze za ch nie pomaga, bo NIE, mnie to nie bawi.
ani troche mnie podobny szajs nie bawi, a w sytuacji, gdy sie stykam notorycznie, kazdy z mozliwych do sobie wybrania fragmentow mnie, wyzwala z siebie jeden z drugim w gigantycznym uinisonie BELT wszechswiata.
(& tam jest l z kreskam choc nie widac)
jeden wielki, organiczny (o ironio...) rzyg, a im wiecej tego spiewu, tym slabiej sie robi na zoladku & tym "spiew" glosniejszy.
dluzszy.
wszyscy klamia [?]
ja tez klamie [?]

dobrze, ale to sie jeszcze mozna zastanowic o jakim typie, profilu klamstwa w d yebanego my tu mowimy.
a mowimy o korzysciach.
KO-RZYS-CI.
wszystko, powtarzam & powtarzam & powtarzam sobie, komus, komukolwiek, nikomu, bo nikt nie slucha; & tak powtarzam.
wszystko, byle tylko ZYSKAC:
-materialnie
-psychicznie
-&tak&srak
-byzyskacjesczewiecej
-wiecej
-wiecej

to jest kurba pyerdolone uzaleznienie & oni wszyscy musza ci po prostu doyebac to wtedy, to za chwile, bo sie inaczej nieswojo czuja.
oni musza,
wy musicie,
KURWWWA [!]

musicie miec nayebane.

zeby MNIE doyebac.

nalezy pamietac by...

"come with me children... get it get it get it get it (...)"
& wtedy nasmarowac zdewastowane obszary skory ramion niebagatelna, po przeciez naturalne, ze NIE smieszna iloscia "amolu". specyfik ten daje zazywajacemu uczucie oderwania jednej komorki skory od drugiej, za co bezsprzecznie 'thubs up'.
co do pytan istotnych:
"would you be my teacher [?]"
nobody wants to.

ad2.(as much as never mentioned before)
"would you be my electric preacher [?]"
na-ah, dearest. see above.

& i'm just sick & tired of all these slides & slope creams.
your but might have fun up on it.

mine won't.

środa, 3 listopada 2010

babeczki z malinową konfiturą. w syntetycznych foremkach. w kartonach [!!!]

odkrywczo stwierdza, że ludzie gatunku non-single są nie-do-użytku w sensie konwersacyjno-melanżowo-robienio-czegokolwiek-jakimkolwiek. oni już żyją tylko dla siebie & dla tej drugiej osoby, nie myśląc nawet jakie kwasy czasem odwalają, będąc AKURAT (o, zgrozo...) w twoim towarzystwie, a twojo/moje z dupy wzięte wąty im zwisają & powiewaja, dlatego też, w razie, gdyby potrzebowali odskoczni, się 'parują' z innymi 'sparowanymi'. tam majom wspólne tematy, no. FUHHKED UP. jeśli wasz znajomy zmienił ostatnio status związku na fejsbuku, poczekajcie, aż go 'odmieni'. do tej pory nie ma sensu się odzywać [!] ;'D

odretwialy kark, lojojoj.

w snach, kurba, wciaz powracam do tych obrzydliwie bogatych, oblesnych li nad wymiar gejowskich spelun & mam takie sobie wrazenie, ze zza tej swojej sennej, polprzytomniej szybki, znam zycie.
juz.
& tak jakos.
tyle, ze boje sie glowy. tej swojej. bo dzisiejsze day-dream-przeslania byly o tyle przerazajace, o ile nie wiem jakie, bo nawet nie mam sily szukac we lbie slow, sie czuje wycienczona.
bylo li, oj bylo.
po pierwsze mieszkali w mieszance domu m. ze wszystkimi chyba domami wypoczynkowymi... "wypoczynkowymi", schiza ( [?] )... w jakich W ZYCIU bylam.
total myx, total syf, total perwers.
bo tam nawet dzieci byly, BOBASY, zostawione same sobie w jakiejs zawalonej tynkiem po swiezym remoncie, ukrytej w szarej dupie na ostatnim, chyba czwartym pietrze, za 10-cioma przechodzonymi pokojami, lazience.
lazience dla niepelnosprawnych.
z najnizsza wanna swiata.
otwarta (bez scianki) na "froncie", tym takim wezszym, co by czlek tylko zadem posunal, juz byl w wannie, a chlapal sie ci nieduza wraz iloscia wody, bo ona sklonna wyciec, myje sie sam jakkolwiek, wiec gites.
no. (4-te pietro, jak ten kikuto-czlek ma na dwor wyjsc, he [?])

to nie koniec hystoryji o wannie.
tam sie wszystko jedno z drugim laczy.

tak wiec, w lazni owej byl tez pies, wielki jak krowa kundel smierdzacy, bialo-brazowy, fuj.
& ja otoz wlaze do wanny owej, w celu umycia sie, wzielam ze soba te krzyczca kolezanke, a co, niech mnie pilnuje...
wchodze, a tam wozek dzieciecy.
mnostwstwem szmat zapchany, nic nie widac, to mysle, ze sciema jaka, zaczynam sie myc.
ale zagladam za chwile raz jeszcze, a tam dwojka berbeci, lezy jeden na drugim prawie ze, w scisku niemilosiernym, jeden berbec mniejszy, drugi wiekszy ewidentnie.
& rownie ewidentnie sa tam by piec nie tykal, bo jak wozola probuje przestawic poza wanne, ten zrazu podlatuje, ch wie co gotow zrobic.
ja oczywiscie jak miod w mleku, na ostrej przymule, wszystko w tempie -568823.
domyc sie nie moge.
dzieci placza.
ci z dolu dzwonia z pretensjami, zesmy niby spierdolily.

& tak serio, to ta cala moja relacja sensu nie ma, ani sama w sobie, ani w istocie swojego tu powstania, bycia, dadadada.
ja wiem to (o, zgrozo...) dobrze jak nikt chyba.
pisze niemniej, bo nic lepszego do roboty w tej ciemnicy, samotni, rozowej poswiaty wygnaniu-wydziedziczeniu... nic, powiadam, do roboty nie mam, tak bardzo, jak powinnam zrobic po drodze WSZYSTKO co zalegle, z czasu rozpietosci minionej rownej latom pieciu, czy szesciu innym.
wciaz leze, wciaz czekam.
wszystko boli.

jest 17:55.

wtorek, 2 listopada 2010

twoj post zostal pomyslnie opublikowany w blogu.

taaak [!]
& to, co teraz robie, to, uwaga: odwalam plebejska maniane w postaci ogladania na polsacie csi, kryminalnych zagadek miami, czy innego nowego jorku & tym samym relacjonuje wszystek emocjonujacych, bo ze swego zycia, wydarzen, przy pomocy smartfonowej natury urzadznia bb.
& leze & leze.
& rozmyslam.

& patrze, jak powiesili jakiegos faceta na altance.

& rozmyslam.

& wlasciwie, to dopiero wytrzezwialam po weekendzie.

zdaje sie, ze niszcze swoj organizm. (nie tylko, no ale...)
caly poniedzialek odsypiania.
caly wtorek odsypiania.
possibly cala sroda tego samego + nic-nie-ogarniania.
T-R-A-G-I-C.

a to, co sie dzieje w przylbicy mej & we lbie samym, istotnie.
boli, przeraza, odstrasza.

zawsze gdy juz mysle, ze nie moze byc gorzej, jest gorzej.

& teraz to weszlo na jakis nowy, zupelnie odmienny etap.
zupelnie inny.

ja juz nie wiem co to jest.
to juz nawet nie jest konkretne "cos jednego".
to. TO jest takie wszystko naraz.
szlag, zia.

jak z tego wyjsc.

podworkowa przepustka samochodowa.

mam wrazenie, ze nawalam pod kazdym wzgledem.
& najgorsze w sumie chyba, ze to nie wrazenie jest tylko, a prawda najprawdziwsza z krwi & kosci & wszystkiego tam jeszcze innego z czego prawda nie jest, a z czego sie mowi, ze sie sklada.
boszz.
pani w aptece zastanawia sie po co mi to, dzieci mysla, ze to zarty, j&e mi dziekuja za takie ekscesy, psychiatra stwierdza, ze "no, normalna to nie jestem", a rodzice na mnie pluja.
srali lali, literally.
& juz nawet nie mam sily na slowne petelki, konwersuje tak na w pol wprost, co sprawia, ze rzecz brzmi jeszcze bardziej niepoczytalnie, bezsensownie, niekonsekwentnie.

co wiecej.

JESTEM do tego stopnia zazenowana et znudzona sama soba, ze swiadomie pozwalam jakims polglupim wywlokom z drzew mnie traktowac jak zal & generalnie wykorzystywac bezczelno-ewidentnie wszystko to, czym jestem.
pozwalalam.
POZWALALAM, czas przeszly, ale wraz zostaje, tam w kronikach, komorkach pamieci, w formie skazy na honorze, ujmy dadadada.
dzyzas, straszne...

please be seated.
say a quiet prayer for my entity.

ghdzie jesss pilot [?]

ni ma yebanca.
a potrzebny na nocke z telepudlem, przelaczac, wylaczac, sciszac, nie sciszac &td.
ojojoj.
bardzo to niedobrze sie podzialo, ze go nie widze.

prawda taka, ze kazdy szuka pilota.
& nawet jak przez chwile se go maja, to potem zaraz wraz ( [!] ) go gubia.
& taka zasada.
taki koniec, taki poczatek, taki srodek.

tajna armia doswiadczalna przyszlosci.

potrzebuje znowu zasnac, zeby mi sie dosnilo to, co mi sie snilo dzis przy ostatniej sennej sesyji, dzien caly-przez-wszystkie-dzienno-senne-sesyje-ktore-miejsce-tu-mialy, boze drogi, nie pamietam.
ale to bylo cos.
dziwnego.
chcianego.
chyba poszukiwanego, ale zeby TO stwierdzic, to wlasnie musze tam wrocic.
TAM. otoz to.
a coz to jest za miejsce.
straszliwe, uciemiezy-ciel-skie, ale jakze odpowiednie.
dla mych poszukiwan.
chyba, ze to ponownie odzywa sie ma frantyczna, nieprzyzwoicie niekontrolowana naiwnoisc razy czas.
naiwnosc razy czas rowna sie xxx w nawiasie klamrowym z czas plus brak rowna sie naiwnosc.
mmmmm.
matematycznie.
ale to musial zostac slad.
bo mozg juz bezpowrotnie zlasowany & w cierpieniu odlicza jednostki przemijania w czaso przestrzeni wzgledem samego siebie.
tu kolejny dowod - nawet synonimow mu brak.

red light.
green light.

ain't no yellows in between.

sobota, 30 października 2010

musze znalezc w sobie sile, by kolorowac kazdy dzien.
musze znalezc te zwyczajne farbki, sa gdzies w szufladzie & zaczac nimi nalowac.
temu sie oddac.
a wtedy, gdy juz namaluje tak duuuzo, duzo.
tak ogromnie tych wszystkich dni
& one beda ociekac kolorem.

dla mnie.

moze wtedy znajde wiecej pedzli.

akcja, reakcja.

teoria przyciagania analogicznych czestotliwosci.

wtedy te pedzla moga chciec malowac
ze mna.

jakis inny, ten linkami powiazany pedzel.

on np. juz np TYLKO ze mna.
taki pedzel podwojny, z integralno-nieintegralnymi czesciami calosci-pedzlowosci.

chec.
sila pokazania wlasnego koloru.
polrzytomna, psychotyczna wiara w palete kolorow.
okazyjne malowanie wlasnego pedzla. (...)

& potem przychodzisz TY.

TY.

TY-YY-Y.

stracilam...

stracilam wladze w lewej rece.
nie wiem jak sie z tym odnalezc,
bo przeciez ta reka jednoczesnie moze byc reka czuciostratna w istocie, a moze byc tez reka ktorej czuciostratnosc to jedynie moje uurojenie.
element tragiczny w historii z reka:
ona juz przestala zdretwila byc.

& ja nigdy nie poznam prawdy.

tak jak zawsze znam ja jedynie z wlasnych domyslow.
nie wystarczy, ze zawsze sa sluszne.

bo jakie sa twoje domysly [?]

...

...

...
pulpit mojego 'teraz' rozplywa
sie & bulgocze gzies na niteczkach rozowego dywanu mego,
a ten z kolei, choc do najmilszych nie nalezy,
zlezal sie tu prez czas dlugi
dostatecznie, by mianem milego go okreslac.
& okreslac czesciej w sumie zawsze.
byc zalepionym, okreslanym, a nie tylko te
pseudo-pro-truthfull & straight forward bitches,
like they only claim to be.
tak carpet ow dziala.
uparcie & wybiorczo.
uparcie & solidnie,
w polaczeniu z dobrodzejstwem loza,
pil-o-matic automatic thick artistry...
DZIALA.
wiec & tym razem:

waiting angstily.
waiting hopefuly.

shalom, all my fellow judes & judettes.

środa, 27 października 2010

plwociny nicosci w bezczynnosci.

nic sie nie uklada.
mieszka za daleko, nic tu nie ma.
mieszka za daleko, nie ma sily przemieszczac sie blizej.
blizej czegokolwiek, co cos w sobie zawiera.
na codziennie nie ma sily.
nie ma nawet sily na te 3 z 7.

NA SAMA:
mysl o tym gdzie jest, a jest DALEKO ZA, skreca sie w sprezynke bezuzytkowa & samowprawiona w ruch obija sie o sciany, ktorych chropowata faktura obdrapuje ja z lakieru ochornnego.

daleko gdzies za nimi wszystkimi, bez mozliwosci poskladania sie do swojej pierwolnej formy & powrotu do nich. kimkolwiek sa, ale powrot w formie fizycznej & powrot wlasnie do NICH, to cos co lezy w worku z przypiską "chętnie".


...

trzy kropeczki dobre na wszystko, ale nie na mnie, nie na to.

nie-NIE-nie-NIE-nie-NIE <----niecka ciuchcia*

nie wiem co bedzie, tak to wyglada, jak gdyby nic nie mialo byc.

takie pitu-pitu to wszystko, jest, zeby bylo.
& kasuje sie bez przerwy.
& od nowa trzeba.

ile razy mozna.

od nowa.

"gotta get some food
i'm so hungry all the time
but i don't know how to stop.
(...)
got to pick up the phone
i will call any number
i will talk to anyone.
i know i'm gone too far,
much too far i've gone this time
& i don't want to think what i've done.
& i don't know how to stop."


piotr gabriel wie.
wiedzial, wiadywal.
czul.

wiem, że istniejemy, w tych swoich urojeniach bytu.

o urojona istoto, co przy mie obcowac winnas, a co przy mie nie obcujesz [?]

czy będziesz obcować [?]

wez idz & traf, silwuple.

*niecka ciuchcia: osobliwy rodzaj ciuchci graficznej, w której każde ze slow skladniowych, laczone jest ze sobą przy pomocy myslinika. pownieważ twór konkretny za slowa skladniowe przybiera "nie", ciuchcie niecka zwa.

środa, 20 października 2010

T-Y-P-E.

i'm the type of bitch who'll always tell you to take that used condom with you.
i'm the type of freak who likes it loud.
i'm the type of freak who messes up her speakers.
i'm the type of freak who tramples her earphones each & every month.
i'm the type of freak who eats the same meal over & over.
i'm the type of freak who smashes cellphones.
i'm the type to shiver
i'm the type to toss.
i'm the type to turn.

i'm the type who's evolving & degressing at the same time.
i'm the type who evolves.
i'm the type who degresses.

i'm not your type.

poniedziałek, 11 października 2010

chce.

napisac mature.
zaczac studia.
wyjechac.

nagrac plyte.
napisac ksiazke.
znalezc mieszkanie.
znalezc mezczyzne.
zalozyc rodzinke.
kochac.

chce byc.

chce by byli.

niedziela, 10 października 2010

kierowca z bombowca.

ubranka za fotelem.

a lezy.

dzinsiki za fotelem.

a lezy.

spodnica za fotelem.
bluzeczka za fotelem.
krzeselko na krzeselku.

a lezy.

krzyzowki przy fotelu.

a lezy.

haselka w krzyzowkach.

a lezy.

kalendarzyk na polce,
nozyce na polce,
pias pustyni w szkatulce.

a lezy.

zimniutka jak kostka.

a lezy.

odlegla & tutaj.

a lezy.

hyc hyc z katafalku
po sznura kawalku
pod piasek pomalu.

a lezy.

poniedziałek, 20 września 2010

combo breaker.

o. o. o.
triple o,
triple no.

you're supposed to FIGHT for whoever it is that you want in your system.
fight, scream, yell, rattle, shake & roll.
& if you don't think this might ever apply...
bitch how little do you know [?!]

z ksiezyca prosto.

rzygac chce, gdy takie bzdury
jak & wiesc od tepej rury
czytac musze, choc nie musze.
z wielkim ci to animuszem
o wywlokach spod latarni.
tak wiec czytam, chociaz brak mi
kluchow juz w zoladku moim
chociaz pochlonelam sloik
chociaz duzo tego bylo
wszystko mi sie wyrzucilo
wszystko, gdy to zobaczylam
moze to jest, kurba, kila
przenoszona droga slowna
moze dupa swa nadobna
& ta druga (metaforka [!])
przekazales mi potworka...
co, mam teraz wychowywac [?]
...

czy przekazac / podac dalej.
jak ty myslisz: ja sie bawie [?]
mnie ubawil syf sromotny
ktorym zza gory golgoty
mi zajezdza, gdy krzyz niose [?]
jak ja gnoju ci poniose,
to zobaczysz, sie przekrecisz.
moze wtedy sensu zwedzisz
moze bedzie ciut za pozno
moze wlaczysz mozg na prozno
moze mnie to nie obejdzie
moze dawno mi juz przejdzie,
moze w ogole mnie ominie...
tak czy srak, to niech ci plynie
struzka wartka twa holota.
bedzie o CZYM snuc tu gniota.

nylonowo.

wiecej wag by sie przydalo,
tych co jest, to jest za malo
by okreslic moc twej kary.
moze jestes juz za stary
by sie bawic w te przynety
niescislosci & zachety,
albo tepys panie zbytnio
by dostrzegac to koryto
w ktore stale zamiast paszy
lajno walisz, jak sie patrzy.
powiedz, panie, co jest prawda,
ze widywac cie nie warto
czy ze pragniesz mocno rzeczy
z ktorych kazda cos zaleczy
z ktorych kazda cos zalata
& gdy bedzie cala mata
to ja poledz na niej winnam
plynna bede, czy nie-plynna
wraz tam murem pozostane
bo sie dowiem w koncu, panie,
ze to mnie tam wlasnie trzeba.
ze juz nam nie-straszna gleba
bo sie sami ponad wbijem
czy bejsbolem, czy to kijem
wszystek sami & bez dresow
sciezka mysli gps`u
gdzie pomiedzy sie spotkamy.
czasu juz nie odsprzedamy.
nasz ci on, nie jej, nie jego
nie masz bardziej nic cennego
od uplywu pod kontrola.

...ale sie nie dowiem.

środa, 15 września 2010

bez_mła.

nie rozumiem was, nie rozumiem ich. nie rozumiem dlaczego to się wszystko wiąże z uprzednim rozsypaniem czasu po wioskach. na trzeźwo jeszcze ciężej jest z tym niezrozumieniem. ten czas to moje przekleństwo, to skurwysyn od którego nierzeczywistego bytowania nigdy się nie uwolnię. & to zawsze będzie tym wyścigiem, będziemy się przepychać, plaskać po twarzy & dzielić przez łeb. tylko po to, by pierwszemu się ogarnąć. ci którzy się od tego wyłamią w istocie będą zasługiwać na spokój najbardziej. & właśnie najdotkliwiej ze wszystkich go nie dostaną. CHAOS [?] szczerze wątpię, bym tego typu dywagacjami wprowadzała go w swój system. bo ta siła ma zło w zamyśle. dlatego powytwarzała tyle energii. a jak, bo może z troski o coś, co jeszcze nie zaistniało [?] z troski o coś, co wraz się samo z siebie będzie napędzać [!]

lepszy rydz.

wstań dziewczynko, wstań, cię proszę. ja nie sypnę tutaj groszem, mi złotówką, ni dolarem. za to dłonie moje stare z chęcią niecnie w twarz ci dadzą. może wtedy mózg wygładzą [!] bo choć mądrym go nie widzą, często się niemalże wstydzą za czas jego używania [!] ciężki umysł, ciężka bania, ciężko na podołku legnie. bez radości, za to żewnie, a ja przecież się poświęcam dając ci to dzierżyć w hecach, odprawianych przez nas co raz. w sumie teraz to nie pora, lecz jak zechcę, to znać dam ci. wtedy pędzisz jak do babci ten kapturek pędził z razu. tylko nie kręć mi do lasu, bo tam jeszcze cię zużyją... nie poproszą nawet - siłą [!] wtedy żadna z ciebie korzyść [!] tak przynajmniej siedzisz w młodych kręgu moich panien z pędu, tak, na prędce przygruchanych, tu & tam konsumowanych, lecz po chuja mi potrzebnych. gdybym chciał ci ja tych rozmów pewnych co je ruszać próbowałaś, poszedłbym gdziekolwiek, mała, ty z kolei tu masz wała. rób z nim przeto co należy, patrz jak pan tu błogo leży, po czym wyjdź, gdy już skończymy. na co mi są popłuczyny, gdy kolejkę drugą zrobię z panną co się tako zowie... nie pamiętam, nie istotne, numer znajdę po matronie, którą ruchał gdyś kolega. tak, się zgadza [!] ta lebiega to jest siostrą jego dupy. grunt by się trzymało kupy, bo bym jeszcze się pogubil... tyle cycków, tylu ludzi, a zaliczyć ile trzeba. coś nie pasi [?] pies cię jebał. wypierdalaj w czortu matry, we łbie odmów wszelkie mantry, lecz to tak, bym już nie słyszał. los mi twój dość smętnie zwisa. też powiewa, prawdę mówiąc. gdy zasysasz oblizując.

czwartek, 9 września 2010

BEJBI is dead.

official time of death dated on september 8th 2010 a.c. (wednesday)
before i drop the issue COMPLETLY & let the wind spread her virtual, non-existing ashes around the globe, i'd like to tell her story & eventually clear up the reasons of her fortunate passing.

i think i invented her sometime around 7th grade (1st, junior high), possibly at the age of 13 or 14. i guess it's the latter when she got the name & it most probably was in winter 2004/2005, when i first got people calling me that. 'hey baby' here, 'hey baby' there. that childish, pointless & nearly psychotic behaviour of a broken little girl, it needed a cover up. it needed some trivia excuses & some trivia answers for the outside world, so cruel & so different from the one of hers.
so she wrapped herself inside the half-seethrough kitbag, tied it tight & decided not to come out. as the years went by, she got older & the fear was growing as well. the ever-strenghtening conciousnes turned out to be bigger than her & time made the pain unbearable.

then came the day that made her realize she's just way too big for the sack & she doesn't even fit anymore. the pressure tear the fabric into pieces & so she could finaly see. & be seen.

too much is too much.
& the minute it hits you, you just know, no matter how good it could've been at times, the THROE it has caused that ONE, single, PARTICULAR time is not even worth it.

& then you know you won't ever want to feel that way again. & you won't let it happen.

yes, at times you JUST know.

& that belief is much stronger than anything else.

i am, i don't need her.
the name is not important.

& so i let her go.

wtorek, 7 września 2010

mdpv.

z każdą minutą. coraz lepiej, drodzy jacykolwiek. tak najzwyczajniej w swiecie chcąc opisać me obecne położenie w celu ku pamieci: ruchańcowe te amo dobiegło końca w momencie gdy jego tytuł skrobałam długopisem tym od kolegi bliżej nieokreślonego, przypadkiem spotkanego, jednego z drugim & ósmym. zdaje się, że lubię ci ja taki świat, jedyna to w sumie forma świata, która mi na tym konkretnym odpowiada. ta standardowa panie dzieju raczej bardzo niebardzo. thank god for kfc. chwilowo miejscowka ta nastrojową w mistycznym niemalże wymiarze się staje stopniowo, zaskakujący albowiem & błogi spokój wypełniać poczyna duszę mą na codzień psychotycznym chaosem targaną. nawet to ewidentne & wątpliwej w istocie jakości mono & stereo w składzie... o matko bosko szlag cię & wszystek inny, czy to moje urojenie jedynie, czy w najbrudniejszej ze wszystkich dostępnych na swiecie placówek miedzynarodowej sieci darmowych toalet pojechał właśnie kevin "słońce me" michael z tworem o tytule 'vicky's secrets' [?!] stopień wywołanym tym osobliwym faktem, nie-faktem ekscytacji sprawił, że od tamtej pory do momentu obecnego, tego tu terazy gdyż wystukuję 'wystukuję' & następne 'wystukuję' po tym pierwszym, bo po trzecim już nie, dwa szajsy jakieś tępe niemiłosiernie & blacharskie, rodem z remizy polecieć zdążyły. teraz (boję się pomyśleć ile już razy użyłam tu, o zgrozo, tego słowa) czwarty już z kolei zawodzi zawodnik, hłehłe, gra słów jaka szczwana. "discovery channel etwas etwas" ---> arenbiowe chłopczę do imienia swego wymówienia, przez dziewczę jakieś przypuszczalnie, jękliwie nakłaniający ---> remix jaki abby, czy w wykonaniu słynnego swego czasu a*teens coveru "gimmie x2 a chłop po północy" / inny ew. szajs tego typu, ACHTUNG ACHTUNG, relacji tej playlist'owej, nijak ode mnie niezależnej & wraz się w czasie rozmijającej skrajnie et nieograniczenie, KONIEC, FINI, FINITO, END OF STORY, no more of them effin', less or more foreign fucking, freaking, funking etc etc LANGUAGES TO IMPRESS MY GODDAMN SELF WITH. it's just me here, honeybabe, ain't nobody else but me & that sexy ass off the wall mikey double j banging on the speakers. & my insatiable mind, as the matter of fact. ly. truthfuly, honestly, frankly speaking, i'm shaking, i'm shook up shook up, oh so shook, it,s that peaceful, blissful as HELL (yes dude [!] ) type of arousal that doesn't even make you do THINGS. you know them, right, the very same way i do now. one hundred percent, honeybabe, it's a 100, full package type of thing. too bad i gotta go right because they want to. but i'd better save this thing before it all goes to waste. quickly, NOW.

nie mam pojęcia skąd biorą się ludzie tak głupi jak ci, którzy się biorą.

są wszędzie, dookoła, z prawej, lewej, na dole & na górze. wlepiają w człowieka te swoje puste ślepia, a to tylko po to, by stwierdzić z której strony bezpieczniej go ominąć. czy też szybciej w sumie po prostu, wyrywając mu przy tym możliwie jak największą ilość guzików z rękawa płaszcza. ja swój wciąż muszę uszyć, ale im po prostu nic nie przeszkadza w tym rwaniu. & nic nie uzmysłowi im, że może chociaż materiał mi przynieść. choćby stricte dla niepoznaki. żeby to jakoś wyglądało. nie. rwą na sucho, na pusto & ch., bo nic z tym nie zrobię. mogę tylko przysiąść & patrzeć jak torturują mnie już nie samą świadomością, lecz pełnym pakietem audio-wizualno-organoleptycznym wręcz. & tak sobie czuję. gdzieś daleko poza sobą, z boku.

poniedziałek, 6 września 2010

no one for some.

gdy śnią się takie rzeczy jak ciąża z kolegą z podstawówki, karmione metalowymi elementami pojazdu ratunkowego dzieci zesłane na dożywotnią izolację & usłane grzybkami halucynogenkami ucieczki przed ptakoludźmi... nie jest dobrze.
zazwyczaj.
po przebudzeniu obranie jajka zajmuje 15 minut a rękaw szlafroka & tak wyląduje w kupie majonezu, bo gdzie by indziej miał wylądować.
nie pamiętam jeszcze w zasadzie o co chodziło z tymi smokami ingerującymi w siły międzyplanetrane & dysputą dotyczącą jadalności poszczególnych odmian smoka.
o co chodziło później z tą amputacją nóg przyszpilonej za skórę do windy dziewczynki (niespłukany szampon [?]) dlaczego prowadziłam vana cabrio & dlaczego ten brudny sługus wpakował mi do niego łomy, po czym samego siebie... [?]
tłum ludzi w garażu, coś o second handzie, oklaski, ja przemawiająca głosem sade & setki przedkadencyjnych scen grozy & przemocy.
coś w stylu stref z zadaniami od wykonania których zależy wiele dziwnych rzeczy.
za dużo pytań.

za dużo ich mnie wyniszcza.
czuję, że już coraz bliżej krawędzi, tak jak mówiłam, że się niebawem całościowo zdefiniuję, czy pójdę na plus, czy na minus...
chyba jednak na to drugie się zanosi.
chciałabym jednocześnie odwlec ten moment & dać sobie kolejną, ostatnią-ostanią szansą, a z drugiej strony marzy mi się rychły koniec.
jak najszybciej, jak najsprawniej.
bez względu na finalny rozrachunek & jak to będzie trzeba podsumować.

mam dosyć czekania, mam dosyć wpatrywania się w sufit & szukania kryjówki w miejscach mniej, bądź bardziej do tego przeznaczonych.

zwyczajnie kończy się inwencja, kończą możliwości, nawet ten pieprzony czas w nadmiarze, bo on przecież jeszcze współdziała z samą kondycją.

mam zniknąć tylko dlatego, bo sposóby poczekalniowego wyciszenia emocji zadziałały przy okazji na organizm jako środek [?]

zamieniam się w to żałosne, tkliwe, pełne sentymentalnych bzdetów & aspiracji stworzonko, którym zawsze bałam się stać & którym zawsze próbowałam NIE BYĆ.
moja człowiecza forma nie stanowi tu jakiegokolwiek rodzaju usprawiedliwienia, po prostu istnieje granica dla wymiaru prezentowanej trywialności.
im jej więcej, tym mniej czynników ego-twórczych.
ego-definijących.
wiem, że po drodze zgubię siebie, a to jedyne co mam.
& z tego miejsca już nie będzie powrotu.

bezsilność, drgawki.
chroniczna padaczka mentalna.

a chłop babie na miedzy...

KURWA MAĆ [!] kurwa [!] o co w tym wszystkim chodzi [?!] gdzie jest koniec, gdzie był początek [?!] mam w sobie tyle dobroci, tyle ciepła, tyle miłości, tyle troski, dlaczego NIKT TEGO NIE CHCE [?!!!!] tego jest za dużo, zalega, rozrywa, pali, parzy, mota się, drży,telepie, szuka ujścia... ja... JA jestem kurwa kalejdoskopicznie barwna, własna, mózg wykonano mi z nadaktywnych nanorurek, nawet moja pieprzona prezencja ma się tak, że jak akurat się uprę jak dziś, to stwierdzę, że można popatrzeć, DLACZEGO KURWA NIKT SIĘ NIE ZJAWIA, dlaczego nikt mnie nie widzi, dlaczego nikogo nie spotykam, dlaczego MNIE nie widzisz, dlaczego [?!] dlaczego się nie zjawiasz, dlaczego nie ujawniasz, DLACZEGO ukrywasz, dlaczego się BRONISZ [?!!?] dlaczego to tyle trwa, po co, czy w ogóle, czyż kiedykolwiek, dlaczego to musi być tak ciężkie [???] dlaczego odczuwam tak intensywnie, dlaczego każdy oddech sprawia ból, DLACZEGO cię to nie obchodzi [?!!] abstrahując od kwestii tego jak bardzo potrzebuję ukojenia, dlaczego nie chcesz go ode mnie, dlaczego nawet go nie BIERZESZ [?!] dlaczego cię nie ma [?]

sobota, 4 września 2010

empty, yet still dripping
took lessons from the wipping
but your chest looks so cold
& the bits, they unfold

& i am just so tired of waiting.

lost, lost, yet still breathing
know i've done a lot of thinking
all those stories once told
i've just built them a road

now see the way that they've been driven

they're out on a wooden bulb & a lemon lane
a wooden bulb & a lemon lane
pacing & racing & dancing & prancing
they're out on a wooden bulb & a lemon lane
a wooden bulb & a lemon lane
they get together
they mend
they blend
they combine
wooden bulb & a lemon lane
shall we spill the wine

today [?]

piątek, 3 września 2010

(nie)cierpliwość.

całe szczęście to wszystko dookoła & tak nie dzieje się na prawdę. kiedyś pójdę tam, gdzie chcę & wtedy się poznamy. ja zobaczę ciebie, ty zobaczysz mnie, na odwrót, czy tak właśnie. po chwili będziemy wiedzieć. pamiętaj mnie wtedy zawołać, bo może akurat nie będę mogła tego zrobić.
skoro to ty, może nawet & zawołam, ale lepiej nie ryzykować.
tak, krzycz, gdy się zobaczymy.
krzycz bardzo głośno, ile sił w płucach.
nie chcemy się zgubić,
to by nie miało sensu.

potem wykonamy breloczki ze swoimi podobiznami & wymienimy się nimi.
żeby zawsze być blisko.
wiesz, one będą miały takie miejsce, w którym da się je pernamentnie połączyć.
my je tak właśnie zetkniemy & będziemy się rozchodzić po polis wytwarzając silne, międzybreloczkowe pole magnetyczne.
to pozwoli nam upewnić się, że & tak depczemy po wspólnych ścieżkach, a w chwilach, gdy pada bateria wraz następujemy na bre-linki doładowując się.

nic już nie będzie zbyt trudne.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

hammer lounge.

pora na jakas mala paranoje.
bogini nieba, personifikacyjo tronu faraona, zeslij ze mi mocy swej zatechlej & nieuzytkowanej uncji ze dwie, badz wszystkie.
hator hator, 'dzis twe zyczenie' - powiadasz - 'spelnic wypada albowiem nizej zes jest anizeli muchy tulów, wcisniety gdzies pomiedzy deski podloza pod ma stopa.'

podroz w swiat & zaswiaty, calosciowo tutaj, rownie dobrze wszedzie indziej, lecz najbardziej, to juz w centrum ego, satori-satori.

najbijmy ze ochoczo, bracia & siostry nieobecni niezmiennie.
nabijmy co tam mamy & niech szklo zaplonie wraz z tym co ma wewnątrz, niech pędzi czem prędzej przez gardziel po pluco & w drugim tez siedzi, az w koncu wyleci.

brak mysli zlowieszczej, to cos, czego braknie
brak mysli tej przeto to cos, co pozyskam
brak mysli zlowieszczej wypelni nas silnie
& puscic nie zechce, bo się zadomowi.

tak mocno, zaciekle & przy ciaglej intensyfikacji zacietrzewienia.
tam ma byc, dobrze wie.

sobota, 14 sierpnia 2010

konnen sie fur die liebe leben [?]

nochmal bitte [!]
aber ich kann das nicht.
ich mochte zu viel, ich trinke zu viel.

& ich habe keine liebe fur deinen schaisse.

ich interessiere sich fur nichts & mein schatzelein ist ein katze.
meine haut, mein ungesund herz, mein kampf & meine schuld.

mea, kurba, culpa.

SCHUD_HEV_NOT_LET_DIE_KAT_IN.

"dear, but you're alergic to cats, now ain't you".

should have not reached out that finger,
should have touched them. not.
should have let them play on their own
they wouldn't mind
they wouldn't care
not in a slightest bit
those cute little paws
they sure had their stable
felt stable, looked stable
& your'e one shaky piece of shit.
one shaky piece of shit [!]


NOW: why the rush, why the rash, why the itchy spot & why even try to scratch it.
with an arm so short it's just so impossible to do.
& yes, there is the other arm.
but it's a twin arm, just as short & just as fucked up.

somebody give me a hand.
would literally use one & surely should abuse one.

will spare them the latter thou, for it's my will to not EVER hurt a helpless arm. especially a helpful one, but such don't occur, so no biggie, no midnight specials.

rough strokes & thunders,
air strikes, dead petals.

then lack of everything.

sobota, 17 kwietnia 2010

igristoje [!] w twoje dwory
wszystkie dzisiaj moje zmory
uładzone grzecznie leżą.
twoja cena: 6,50.
na bora komorowskiego
niczym człowiek z klocków lego
legła gdyś ma myśl naiwna
że persona ma tu dziwna
coś osiągnie w świecie tymże...
już wie: gówno na świat dano
z kału - pół kału powstało
tak to sądzić będzie zawsze
bo odkryła świętą prawdę
w którą wierzyć & należy
toć to prawda jedna leży
nikt nie tyka nietykalnej
brzydkiej, szpetnej tfu, nieładnej
ale szczerej & jedynej
prawdy z sadłem & otyłej.

piątek, 16 kwietnia 2010

hydraulika.


jeśli macie przestać lać mi
płyn, co obmyć miał tu raz mi
ciało dniem tak natrudzone
lepiej idźcie skryć się, słonie
bo ja już za się nie ręczę
gdy dopadnę, tak zadręczę,
że mask swych nie rozpoznacie
czując, że je zdarte macie.
zważcie: przedmiot naszej waści
nie jest godzien żadnej maści
bo to przecie tylko woda
co ciec winna, czy pogoda
czy to deszcze, grady, śniegi
skryjcie w łapach twarz lebiegi
& pomyślcie nad profesją
czy to aby słusznie brać ją
za filary własnej sławy
toż niezręczne z was są karby
nie dość szcypce, to niemrawe
zdajcie sobie wreszcie sprawę
że wy nic nie potraficie.
jak zrodzeni, tak & zgnijcie
weźcie w garść nóż, czy tam sznurek
& podkoście łajna ciurek.

czwartek, 15 kwietnia 2010

pantomima.


zgiełk w tym mózgu niesłychany
odkąd tańczą w nim barany,
a że tańczą już od dawna
- tak zostanie. & to prawda.
taniec ich jest tańcem złości,
gryzą mięśnie, tłuką kości,
jutro żują, przełykają,
a na koniec wypluwają.
nic nie wraca takie samo,
odkąd przeszło przed ich gardło,
nota bene, cud gdy wróci,
bo zazwyczaj jak już w żółci
ten potrzyma jeden z drugim
myśli łańcuch, planów strugi
to je ciągną gdzieś na krańce
odprawiają dzikie harce
weź tu powiedz po czem takim
jak się zowie twój łeb, z makiem
tak, makówka [!] widzisz bracie
już o bzdurach powiadacie
toć pytanie dotyczyło
czegoś, co się przetoczyło
przez twój czerep, o istoto
lecz tyś już jest idiotą
tyś już zmysłów ćwierć postradał
twych inwencji autostrada
pędzi owszem, lecz na wstecznym
cię przeklęli na czas wieczny
ty już tylko wczoraj widzisz
a za chwilę 'przed' zobaczysz
w tempie takim, jak & z górki
strugasz z mózgu sobie wiórki
zlepisz potem z nich zameczek
& popatrzysz, jak ten czepek
został ot wykorzystany
wspomnisz wtem te dwa barany
czy też trzy, czy dziesięc w sumie,
ilekolwiek. spoczniesz w tłumie
psów od państwa pani, pana
rozdmuchany przez barana
przetrawiony, wydalony
wydrapany, przemielony
przestrojony, wyciuchany
wylękniony, przepłukany
przesypany, wysypany
wysmalony, przepieczony
przechylony, wychylony
wystawiony, odstawiony.
nie ufałeś w sumie nigdy
zawsze li w inkrustowiny
w nowym, chudym domu myśli
już cię zjedli, zanim przyszli.
zgiełk słyszałeś niesłychany
lecz nie wzięto ciebie w tany
tańcząc zbito cię na miazgę
teraz leżysz. widzisz prawdę [?]

środa, 14 kwietnia 2010

WAWEL świadectwem GŁUPOTY DWUSTRONNEJ, czyli witamy w polsce.


jeden frajer przesadził z patosem, 2.967 czuje misję się plując dla plucia. na co ci to, dziwko [?] w przypadku twoich zwłok nikt by się nawet nie zastanawiał. na co ci to dziwko [?] & tak już dawno wszystko ustalone. na co ci to dziwko [?] chcesz zgrywać istotę zadziornie, oł-hał-seksy-toż-hipokrytą-nie-jestem kontrowersyjną, ukośnik, pseudoupolitycznioną [?] opinię wsadź w anusa, nikogo nie obchodzi. & w końcu... nie wiesz jak wyrazić swoje wysnute w półzwojach, ulepione z cudzego zdanie [?] ...dołącz do grupy, dołącz do grupy, DOŁĄCZ DO GRUPY [!]

tyle pytań.
jeszcze więcej quasi-zrozumiałych odpowiedzi.
żadne z was nie różni się niczym od drugiego.
androidiota na androidiocie.
zasadniczo nikomu nie powinno robić różnicy gdzie spoczną flaki pary podsmalonych, rozszarpanych zgredków, ale musi robić, bo TRZEBA zająć jedno ze skrajnych stanowisk.
więc robi.
(a) więcej bezsensu, niż czegokolwiek innego.

postawmy klawiaturową świeczuszkę [*] zsumujmy zerową ilość zasług, pomnóżmy przez nieogarnięte pierwsze & topolewowe ósme okoliczności: nie myślmy, powiedzmy.
z drugiej strony ciśnijmy konsekwentnie, splendor kosztem całej reszty.

łojdanadana. matematyczny krzyżyk wam na drogę [!]

--------------> x.

ALLCAPS: PAX, LIIHBVFIJHVSA.

niedziela, 7 lutego 2010

i'm fighting the keyboard
while my eyes are pinchcing the air
somalia & ricky
sick typos & gmail.
snow damp flats on the floor
fed up belly wants some more
i'm fighting the keyboard
since a half makes it hard to stare
snow gets slid from the roof
would've yelled, but can't move.
fed up belly gets some more
snow damp flats wet even more.

niedziela, 31 stycznia 2010

bing bang no 23524.



plenty of.
& insecurities.
fistful of.
& bittetsalty potions
sinkin' thru emotions
edgy rocks
in buckets
getting thrown.
& rockets.
of thrills & pills.


for brainaches.
for eyeaches.
for spineaches.
for kineaches.

them cows right pissing on her nerves
under a huge maple.
watering the electricity,
hightening the pity.
flares & outburst
dust-ups, deep burns.
watering the electricity,
hightening the pity.
good hands get unable.
yes, there was cable.

bang bang
boom boom
shhhhhhh
i am used to
when one comes near
there are tears
but indifference too.
as much as i see it
as much as i feel it,
i expect it,
so i am NOT suprised.

23 5 24
creeping down on the floor
weeping, wishing for a higher ground.
creeping
lots of dust to be found
23 5 24
creeping down on the floor.
with a fear of upcoming sounds.
racing from ears down to lungs.

SADE: żołnierz miłości & rok 2010, czyli witamy po dekadzie.


tak jak to było do przewidzenia, rzecz wyciekła na kilka dni przed premierą, a w ramach ścisłości, ponad tydzień. (oficjalna premiera: 8 luty 2010)

tym, którzy przesłuchali / przesłuchają w bliższej bądź dalszej przyszłości, gratuluję slusznej decyzji.
ci, którzy się wachacie z kolei... zaprawdę powiadam wam [!] po (umownych) 10 latach przerwy w działalności artystycznej helen folasade & jej zespół są wciąż w doskonałej formie, a ich twory prężą się dźwięcznie+dumnie jako perfekcyjnie dopieszczone perełki warstwy zarówno muzycznej jak & tekstowej.
chcąc, pod względem brzmieniowym oczywiscie, umiejscowić to wydawnictwo w którymś miejscu w dyskografii grupy, możnaby pokusić się o krótkie działanie pseudomatematyczne w postaci wyliczenia ilorazu love delux & lovers rock. - gdyby dwie te płyty miały dziecko, nazywałoby się ono bowiem-powiem osobiście... soldier of love właśnie.
& nie, nie radzę podpinać tego pod wtórność.
w końcu czy w tym wypadku znalezienie artsysty analogicznego jest łatwą sprawą [?]

...

[!]

highlights:
moon & the sky
skin
in another time
soldier of love
babyfather.

1.





ooh [!] look no further.
i got the butter for your muffin.
...
...
...
...
...
new power, new power.
give it to me.

disco gehen, vielen tanzen.


i'm trying to find ze words to describe zis girl wizout being disrespectful. damn, you's a zegzy bycz [!]


to sem chopak znalazł słowa.
elegancko ten teges.
& zmyślnie.

piątek, 29 stycznia 2010



ukradłam
kap kap kap
pisaka
stabilo.
grzechota
kap kap kap
akurat
nie było.
to smutne
kap kap kap
że bańkę
się zryło
lecz z bańki
kap kap kap
& tak by
ubyło.
by z bańki
kap kap kap
się smacznie
sączyło
to w bańkę
kap kap kap
trza nalać
aż miło
lecz tamtej
kap kap kap
nikt nie tknął
baryło
bo tknięcie
kap kap kap
groziło im
kiłą.

kap kap kap.

będzie sucho.

niedziela, 24 stycznia 2010

CBR: morze.


już po raz setny potwierdza mi się, że tylko ludzie, którzy przeszli w życiu przez piekło mogą mieć coś do powiedzenia.
nie wspomnę oczywiście o tym, że trzeba przy okazji zgrzeszyć przy narodzinach inteligencją, tak bardzo jak właśnie mi się rzecz wymsknęła, tutaj oto, przed chwilą, bezpośrednio, zdradziłam tajemnicę.

o czym mówię, o co się pluję [?]
otóż mowa (oczywiście) o corinne bailey rae, która popełniła niniejszym album roku, czy też dzieło innego jeszcze przedziału czasowego, rozważając jego tysiąckrotnie większą rozpiętość.

jest to wydawnictwo bezbłędne, absolutnie pozbawione słabych momentów, konkretne, spójne, naładowane emocjami, PRAWDZIWE.

tak, po pierwsze istnieje, po drugie pozbawiono je jakiegokolwiek rodzaju udawanek, przesłodzeń, czy też zwyczajnej GŁUPOTY. (w tym wypadku nie mylić z obłędem.)

mamotatocórkowujku, ryzykowałabym wręcz stwierdzenie, że było powyższych cech z góry całkowicie pozbawione, ale wyrażę kwestię jedynie w trybie quasi-pytającym ze względów bliżej nieokreślonych, bo nieistniejących.

tym samym dodam sobie jeszcze siarczyście, że:

"jeżeli ktoś tego nie wysłucha, traci tyle, ile nie umiem opisać.

mój typ 2010, choć rok dopiero się zaczął.
już nie muszę słuchać niczego innego, by to stwierdzić.
nie muszę, ale wysłucham, a & tak będę tkwiła przy swoim.
jestem jasnowidzem."

...& zakończę swój słowotok, kłaniając się werbalnie tej wyjątkowej kobiecie.



ALLCAPS: PAX, KJDNAAOAVKJFNV;ADFJAV.

sobota, 23 stycznia 2010

inspiracyje.



nie jak, ale ABY.
jesli slowem, to rozumiem, że w ewentualnej podzięce, za katalizator.
do aktywnosci.
czynnosci.
jesli slowem, to niby nie, ale w istocie jak niby, jesli tylko to jedno masz za narzędzie.
jesli slowem, to raz kwas, a raz cos odwrotnego, nie powiem, ze zasada, bo w tym wypadku sens zaden...

taka tylko kwestia: kto by mial sile & ochote babrac sie w odzielaniu, e, kwasu od grochu, zuciu w kolko, zastanawianiu sie kto zul przed toba & jak mu smakowalo; kto by sie mial ochote gdybac:
czy woli
zuc powoli
z beczek
z roznymi odmianami w srodku
ten teges wybierać
która odmiana lepsza
która się wzięla z trzech innych
którą raz czy osiem oblano kwasem wspomnianym

a z której w efekcie ten kwas cieknie
& czy nie lepiej od razu na się kwasem chlusnać co by bylo szybko,
a ze bylo & w istocie jest, to by juz nikt nie zaprzeczyl,
to ważne.

bo niby kisiel po wodzie, woda po kisielu, ale stąd mam kable.
& tylko o tym mówię.
& o ciężkich antałkach z bobowatymi.
& o sobie.

no.

pax.

piątek, 22 stycznia 2010

IFS & OHS: giving back to the community.


nothing truly pure has ever happened in my life yet still pure shit keeps occuring in my life

since the pain ain't got a main role in yours
& since the shattered glass won't touch your throat (ooh anyday)
it's oh so wrong
since stevie will not make a dinner of you
since he won't chew & spit (your fat derrier)
it's oh so wrong

you wonder why [?]
ooh let me tell you
you see, the only way to make me smile
is to let me see
you crying
you took away the tools i had to live
i'm forced now
to exist in a vacuum
with sharks flowing all around
& if they try to taste
some of me
you took my strenght & gave me weak.
so guess
guess what happenes

nothing truly pure has ever happened in my life yet still pure shit keeps occuring in my life

but if the pain plays the main role in yours
if you swallow the shattered glass (ooh everyday)
it's oh so right
but if one day stevie eats you up alive
gets you spit out & says that he's... (ooh here to stay)
it's oh so right

you wonder why [?]
ooh let me tell you
you see, the only way to make me smile
is to let me see
you crying
you took away the tools i had to live
i'm forced now
to exist in a vacuum
with sharks flowing all around
& if they try to taste
some of me
you took my strenght & gave me weak.
so guess
guess what happenes
the world, bitch, quess what happenes
(guess who's quilty of it all)

WHO [?!]

since you gave me the stench & a bruise
i wish that we could swicth our shoes.

WHO [?!]

i'd switch with:

YOU & you &
you & YOU &
YOU & you &
you & YOU &
YOU & you &
you & YOU &
YOU & you &
you & YOU &
YOU & you &
you & YOU &
YOU & you &
you & YOU &
YOU & you &
you & YOU &
YOU & you &
you & YOU &

...........

sign your name on the dotted line
help yourselves with a deadly pine.


ALLCAPS:PAX, ;ODDOVISJFF[OISJ[

czwartek, 21 stycznia 2010

in SCSSRS we trust.


cut cut cut cut
looking forward to the end
making holes to simply look thru
never ever meant to mend

cut cut cut cut
looking forward to the end
there's one ruthless hurt stylist
hope the message could get sent

trim trim
trimming needed
cut cut
pro bono pleader
trim trim
trimming needed
if you'd cut it
call me up.

left alone
left alone worn out
left alone worn out
solitude's the only friend
thrown away & torn up
wants one to submerge the pain

left alone
left alone worn out
left alone worn out
solitude's the only friend
hope was playing hopscotch
& got killed along the way

left alone
left alone worn out
left alone worn out
solitude's the only friend
hope, she jumped up way too high
hope, she came out way too gay

left alone
left alone worn out
left alone worn out
solitude's the only friend
funny how they hate the happy
how for the wrath they pray


can't take it no more.
cut it short please
cut
cut it
cut it short
cut it shorter
cut it the shortest.
whatever should occur now.
mind the scissors.
you know how.

cut cut cut cut
looking forward to the end
making holes to simply look thru
never ever mean to mend

cut cut cut cut
looking forward to the end
there's one ruthless hurt stylist
so the message shall get sent

cut cut
trimming needed
cut cut
pro bono pleader
cut cut
trimming needed
if you'd cut it
call me up.

trim on.

to ma tak wyglądać.


no.
ale skończone.
roboty na caly dzień & finito.

teraz tylko potrzebuje spa+imo.
imo>spa.

dużo.

od serca, do serca, w serce, rach ciach, z serca.
trzeźwosc: zlo.
przebudzenie: zlo.
zycie: zlo.

koniec: tego szukamy.

środa, 20 stycznia 2010

wcześno-późno.


w majtkach luźno.
twierdzi, że nie ma marzeń, ale może te marzenia jednak ma, albo nie tak do końca ich nie ma.

niesprawiedliwym byłoby zignorować niewinną chęć jednostki znalezienia się w absoltnej próżni zarówno tej umysłowej, jak & rozumianej w sensie stricte fizycznym.

(fizyka. fizyka jako nauka, trudne slowa, trudna nauka. wszystko trudne. wszystko jedno & to samo, niczego nie ogarnę.)

bul bul bulać sobie jak ta meduza.
macki mieć.
żyć by parzyć.
żyć by zemrzeć.

strach wymienić na instynkt.

dryń [!] dryń [!] 89,90.

bez obaw, ja doplace.

LI IKUJ VUBU szczerze gardzi dwulicowymi ścierwami takimi jak TY, TY, TY, ONA, ON, WY.


*TUTAJ ZABAWA, PRZYJDŹ: zawijam kiece & lecę, dziękuję-proszę.
*TUTAJ ZABAWA, PRZYJDŹ: ach-och, orgazm.
*TUTAJ ZABAWA, PRZYJDŹ: jakie obowiązki, chyba nakaz melanżu po prawej..

*U NICH ZABAWA, PRZYJDŹ: piesiu, nie w tej kiecy, srajtanienagabywajta.
*U NICH ZABAWA, PRZYJDŹ: fuuu... dzisiaj nie kceta, fu.
*U NICH ZABAWA, PRZYJDŹ: kiedy som obowiązki, weźta się sami ogarnijta, a nie tylko melanż w głowie.

*JEST ZABAWA: mnie nie ma.
*JEST ZABAWA: no najlepiej na świecie [!]
*JEST ZABAWA: pochwalmy się jakeśmy się żeśta się beszta się łohoho.

mnie nie ma: a ch&j, *JEST ZABAWA.
mnie nie ma: najlepiej na świecie, akurat *JEST ZABAWA.
mnie nie ma: uff, a żeśmy się tak, że łohoho & *JEST ZABAWA

*JEST ZABAWA: jestem.
*JEST ZABAWA: no z dupy wzięte to wszystko.
*JEST ZABAWA: muł muł muł, a że to to tu jeszcze...

jestem: yyy *JEST ZABAWA [?]
jestem: no z dupy wzięte to wszystko, to *JEST ZABAWA [?]
jestem: muł muł muł, a że to to tu jeszcze, **NIE MA ZABAWY.


ZRÓBTA CÓS TAKIEGO ZE MŁA: mmm, łoj nie, zorientujom się.
ZRÓBTA CÓS TAKIEGO ZE MŁA: mmm, łoj nie, jutrotosomłobowiązki.
ZRÓBTA CÓS TAKIEGO ZE MŁA: mmm, łoj nie, to na cię za drogie.

ZRÓBTA CÓS TAKIEGO ZE BYLE KTO: nołproblem, bycz.
ZRÓBTA CÓS TAKIEGO ZE BYLE KTO: pierwolićłobowiązki.
ZRÓBTA CÓS TAKIEGO ZE BYLE KTO: mmm... a pa siaki rocnik [!]

GNIJTA, PRZEKLINAM CIĘ, GNIJTA, PRZEKLINAM CIĘ GNIJTA, PRZEKLINAM [!]
GNIJTA, PRZEKLINAM WAS, GNIJTA, PRZEKLINAM WAS WSZYSTKICH,
PRZEKLINAM TYCH, KTÓRYCH CAŁE SZCZĘŚCIE JESZCZE NIE DOŚWIADCZYŁAM, PRZEKLIANM WAS, GNIJTA, GNIJTA BEZ WYJĄTKU, GNIJTA W MĘKACH, O ILE WOGÓŁE DA SIĘ MIŁO GNIĆ, GNIJTA, PRZEKLINAM WAS, MAM MOC.

MAM MOC.

GNIJTA.

li ikuj vubu szczerze gardzi dwulicowymi ścierwami jak TY, TY, TY, ON, ONA, WY, ONI.


*TUTAJ ZABAWA, PRZYJDŹ: zawijam kiece & lecę, dziękuję-proszę.
*TUTAJ ZABAWA, PRZYJDŹ: ach-och, orgazm.
*TUTAJ ZABAWA, PRZYJDŹ: jakie obowiązki, chyba nakaz melanżu po prawej..

*U NICH ZABAWA, PRZYJDŹ: piesiu, nie w tej kiecy, srajtanienagabywajta.
*U NICH ZABAWA, PRZYJDŹ: fuuu... dzisiaj nie kceta, fu.
*U NICH ZABAWA, PRZYJDŹ: kiedy som obowiązki, weźta się sami ogarnijta, a nie tylko melanż w głowie.

*JEST ZABAWA: mnie nie ma.
*JEST ZABAWA: no najlepiej na świecie [!]
*JEST ZABAWA: pochwalmy się jakeśmy się żeśta się beszta się łohoho.

mnie nie ma: a ch&j, *JEST ZABAWA.
mnie nie ma: najlepiej na świecie, akurat *JEST ZABAWA.
mnie nie ma: uff, a żeśmy się tak, że łohoho & *JEST ZABAWA

*JEST ZABAWA: jestem.
*JEST ZABAWA: no z dupy wzięte to wszystko.
*JEST ZABAWA: muł muł muł, a że to to tu jeszcze...

jestem: yyy *JEST ZABAWA [?]
jestem: no z dupy wzięte to wszystko, to *JEST ZABAWA [?]
jestem: muł muł muł, a że to to tu jeszcze, **NIE MA ZABAWY.


ZRÓBTA CÓS TAKIEGO ZE MŁA: mmm, łoj nie, zorientujom się.
ZRÓBTA CÓS TAKIEGO ZE MŁA: mmm, łoj nie, jutrotosomłobowiązki.
ZRÓBTA CÓS TAKIEGO ZE MŁA: mmm, łoj nie, to na cię za drogie.

ZRÓBTA CÓS TAKIEGO ZE BYLE KTO: nołproblem, bycz.
ZRÓBTA CÓS TAKIEGO ZE BYLE KTO: pierwolićłobowiązki.
ZRÓBTA CÓS TAKIEGO ZE BYLE KTO: mmm... a pa siaki rocnik [!]

GNIJTA, PRZEKLINAM CIĘ, GNIJTA, PRZEKLINAM CIĘ GNIJTA, PRZEKLINAM [!]
GNIJTA, PRZEKLINAM WAS, GNIJTA, PRZEKLINAM WAS WSZYSTKICH,
PRZEKLINAM TYCH, KTÓRYCH CAŁE SZCZĘŚCIE JESZCZE NIE DOŚWIADCZYŁAM, PRZEKLIANM WAS, GNIJTA, GNIJTA BEZ WYJĄTKU, GNIJTA W MĘKACH, O ILE WOGÓŁE DA SIĘ MIŁO GNIĆ, GNIJTA, PRZEKLINAM WAS, MAM MOC.


MAM MOC.

GNIJTA.

niedziela, 10 stycznia 2010

% (the way it's different is because it's ME.)


beautiful exception
antlers as huge as the deer
beautiful exception
looking around but it's near
making a connection right now
or not, still one will never succeed

beautiful exception
never know
never be.

hard to define why
but you taste reasons when you bite the skin
hard to define why
but you smell proof when the lights go dim
as to the 'why'
it's hardly ever spoken
in fact, it's never been
as to the 'why'
as much there is no point to sing it loud & clear

too tough, isn't it [?]

hand you a scumbag that is full of cream
hand you a scumbag that is full of sweets
hand you a scumbag that is full of gin
go 'head get drunk & hand me what you see

BUMPER STICKER.


where's the note
that i left to myself
in between layer 1 & 3 [?]

could it be
the good ol' soul shakers
got there 1t & ran free

how did they know it was there
where does the 'there' occur
i thought i knew, but i don't
they put my concious on
'blurrr'.

i'll go now find a way
to get back these & that
undoubtly when return
i'll clench the truth that's mine

bye, all friends,
allfoes, bye
bye the inbetweens & the nonames.
bye.

hopefully one fine day
the more i get
the less i try
i'll reach out low
& touch the highs

hopefully one fine day
the YOUS could see some ain't blind
then see exactly WHO
& throw up their own eyes

I'LL BE LIVING IN THEIR PUKES
THRU THE SWEET CIRCUMSTANCES
SOMEBODY TRIPLE REVERSE IT
MASH UP 8 DIMENSIONS.

does it work [?]

HAS IT CROSSED THE LINE [?]

does it work [?]

HAS IT TURNED OUT FINE [?]

does it work [?]

DOES IT BLOW ONE'S MIND [?]

does it work [?]

[?] [?] [?]

THEN IT MIGHT NEED TIME.

52x18.


was walking down the hall with a smile on her face,
was throwing stones with the four leaf clovers drowning inside
like bell calppers
the strings been pulled & the chord tuneded up so her double-step echoed
to find out it was just a lie
once upon a july

surrounded by the sounds
she heard & she knew too
but claiming she discovred
simply makes a better tune
clashed with a drum machine
got beaten by the silence
ears plugged with pointing fingers
trying to catch the righteous balance

it's rings when you jam
but it doesn't when you don't
don't try to set it up,
nor make it change
because it won't.

better off muted, really.

ladder jabber tweak.


WHAT KIND OF FOOL THINKS THAT WAY
STUPIDITY'S HERE TO STAY
BITCH YOU'RE A PAWN IN THE PLAY
USED FOR A ROLL IN THE HAY
YOU GET A LAME SEVERANCE PAY
YOU DON'T MEAN SHIT BUT SASHAY
ADJUST & FAKE IN A DAY
BELIEVE THE DROOL THAT THEY SAY:

we're tweakin'.
from nothing, to something,
from a little to much more,
from much more to a lot,
from a lot to the max.
from the max we're stretching our bounds
& if broke then searching the funds.
there's always a way
breathe & wait for the day
we're tweakin'.

IT'S BEEN TEN LINES, 'DAY' USED TWICE
NOW THE THIRD TIME HURTS YOUR EYES
...
WEAKNESS THEY DEEPLY DESPISE
SACKFUL OF PLOTS, AIMS & LIES
DEPLOYED AS ADD-ON DEVICE
MAY ALSO SWALLOW THEIR LICE
NO EXPLANATION & SPIES
YET STILL CONSIDERED A PRICE:

...

WANTED TO KNOW THE REASON WHY I ENVY YOU [?]
SEE ABOVE.

you're tweakin' [?]
from nothing, to something,
from a little to much more,
from much more to a lot,
from a lot to the max [?]
from the max we're stretching your bounds
& if broke then searching the funds [?]
there's always a way
breathe & wait for the day
we're tweakin'.

niedziela, 3 stycznia 2010


widziała dziś grzechota, widziała dziś rewersa.
grzechot wciąż tam jest, rewersa też grają. grzechot wygląda zwyczajowo urokliwie, rewers z początku wydawał się być produkcją żenującą.
grzechot przy jakimkolwiek poznaniu zapewne by stracił, rewers zyskał, nie 'by', gdyż to już sprawdzone.
smutne, że nikt nie prowadza na seanse, smutne, że nikt 'z' nie ogląda, smutne, że nikt nie tuli, smutne, że nikt się nie troszczy, smutne, że nikt nie próbuje, smutne, że nikt nie rozmawia, smutne, że nikt nie zabawia, smutne, że prawi sama do siebie, smutne, że cokolwiek generuje, smutne, że nikt jest, smutne, że nikogo nie ma, smutne, że tak zostanie, smutne, że wogóle dyszy.
smutne, czy cokolwiek takie nie jest, otwórz nawias kwadratowy, znak zapytania, zamknij nawias kwadratowy.
cóż to się z tego robi, ekscibicjonistyczne wynurzenia w tlenionej konwencji, e, otwórz nawias kwadratowy, znak zapytania, zamknij nawias kwadratowy.
skąd wy wszyscy jesteście, otwórz nawias kwadratowy, znak zapytania, zamknij nawias kwadratowy.
skąd ja jestem, otwórz nawias kwadratowy, znak zapytania, zamknij nawias kwadratowy.
dlaczego, po co, odkąd, dokąd.