środa, 30 grudnia 2009


upaprana brudem z surogatu własnej głupoty wróciła z avatara & mimo żałosnej powierzchowności tej produkcji+jej istoty, chciałaby być niebieskim ludzikiem sypiającym w neurotycznych hamakach. (700 m. n.p.m.)

mea culpa, mais thy will was done, bo tak mialo być.
podobnie jak ten smrodliwy falsz mial kiedys wyplynąc.
& wyplynąl.
& srogo nadaje.
& drażni nozdrza.
tak, z was.
tyle, że nikt się nie zdziwil...
bo się go spodziewano.

wtorek, 29 grudnia 2009


oglądając mtv czuje się mentalnie dowartościowana, naturalne więc, że dozuje sobie tę niską przyjemność od czasu do nieskończoności. najzabawniej li robi się, gdy twór wybywa na ulicę, a tam date my mom. penetratorzy. co na to tato. łojezus, tak, to ostatnie = klasyk [!] ...& nie jest w stanie określić, czy wyłączył telewizor. plazma ciągnie masę prądu,
ludzka głupota powoduje chroniczne spięcia w jej układzie nerwowym,
rzecz podchodzi pod zespół tourette'a...
podczas gdy w tym momencie nikt nie mówi już o ekranie jakiegokolwiek odbiornika.

piątek, 25 grudnia 2009


dominiko, na którą masz dwudziestego szóstego [?]
dominiko, zatrzymaj się, bo stracisz prawo do kuzynostwa.
dominiko, pozbawię cię imienia matki z twojego dowodu osobistego.
stój, bo czuję, że cos knujesz.
knujesz na bank, otwarty zakład kaletniczy nie jest zamknięty na przepasaną łańcuchami kłódkę, tak jak & porozrzucane w holu drobniaki nie należą do ciebie.
knujesz.

czwartek, 17 grudnia 2009

Z CYKLU "wycinki z prac magisterskich", vol. 1: falszywe szuje, czyli wnikliwa analiza biegunów pod kątem wspomnianych szuj.



każda jedna drobinka was jest tą szują naprawdę.
musi zapanować stagnacja na poziomie pomiędzy-kwaśnym-a-zasadowym, żeby móc mieć.
coś musieć musi, żeby coś mogło-pomogło-się-nie-zmogło-zbytnio, tak.
zgadnij, który to poziom & zważ, że wtedy też nie ma w czym pomagać.
& taki mamy zonk ładny, nam powstaje, się wyłania.

akurat mówimy o jednej konkretnej kwestii, tak w innych jest analogicznie, ale no niestety, tutaj skrajność w jakiejkolwiek postaci dyskwa-kfa-lifikuje, teraz to nie śmieszny żart miał wyjść, ja naprawdę zupełnie nieśmiesznie nie potrafię tego przeliterować, bo graficzna estetyka gra mi na nosie. znowu.

ad rem, biegun południowy: GORZEJ NIŻ ŚREDNIO = absorbujące & (pour moi) nieefektywne.

przeciwwskazania dla tego, biorcy bodźców:
1) po co, w tym czasie znajdzie ten siakieś akuratne.
2) po co, to nie tego sprawa.
3) po co, to nie tego wina.
4) po co, ten ma lepiej, więc wyszło nawet... lepiej,
5) po co, tak, skoro już ma lepiej, zrobi jeszcze lepsze to bum całe.
6) po co.

typ bodźca w odzczuciu biorcy bodźca: konstruktywnie stymulujący.
tempo zanikania biorców bodźca: szybkie.
powód takiego tempa: "no bo jezus ileż można'.

ad rem, biegun północny: LEPIEJ NIŻ ŚREDNIO* = niesprawiedliwie & odcisk-ambicji deptnie.
przeciwskazania dla tego, biorcy bodźców:
1) po co, jeśli nie temu się należy, tylko tamtemu.
2) po co, podle się ten czuje z faktem, że to nie tego sprawa, tylko tamtego.
3) po co, ach och to tego wina, że tamtem podskoczył pierwszy.
4 po co, ten ma gorzej, a to przecież tamten powinien mieć gorzej.
5) po co, skoro ten musiałby teraz skoczyć 6 metrów wyżej a nie umie.
6) po co.

typ bodźca w odczuciu biorcy bodźca: zależnie od indywiduum:
a) konstruktywnie stymulujący.
b) niekonstruktywnie niestymulujący.
c) dekonstrukcyjne stymulujacy.

tempo zanikania biorców bodźca: raczej wolne.
powód takiego tempa: "a co by tu, co by tu..."

resumując, kwestia wyświechtana, bo wiecznie aktualna, choć nie odkrywcza, to złożona, więc wraz było warto usystematyzować ją po swojemu usystematyzować.

mam nadzieję, że moje podejscie do sprawy rozjaśni wszelkie zaciemnienia wszystkim zamglonym przez podłość duszom, oraz, iż pozwoli im w pełni świadomości prawdziwości wypowiadanych słów, prawdziwie & świadomie wykrzyczeć: JA TEŻ WIEM DLACZEGO & KIEDY FALSZYWE SZUJE ZACHOWUJĄ SIĘ JAK FAŁSZYWE SZUJE [!]
& wtedy gromkie brawa dla nich.
dla tych którzy krzyczeli.


je-a, pax wam enywej, hałewer bycz,
oto on, ten pax: < Y m.

haha, żesz kurba perfetto.

PAX: < Y m [!]

fałszywe szuje.

każda jedna drobinka was jest tą szują naprawdę.
musi zapanować stagnacja na poziomie pomiędzy-kwaśnym-a-zasadowym, żeby móc mieć.
coś musieć, żeby coś mogło-pomogło-się-nie-zmogło-zbytnio, tak.
zgadnij, który to poziom & zważ, że wtedy też nie ma w czym pomagać.
& taki mamy zonk ładny, nam powstaje, się wyłania.

akurat mówimy o jednej konkretnej kwestii, w innych jest analogicznie, ale no niestety, tutaj skrajność w jakiejkolwiek postaci dyskwa-kfa-lifikuje, teraz to nie śmieszny żart miał wyjść, ja naprawdę zupełnie nieśmiesznie nie potrafię tego przeliterować, bo graficzna estetyka gra mi na nosie. znowu.

ad rem, biegun południowy: GORZEJ NIŻ ŚREDNIO = absorbujące & (pour moi) nieefektywne.
przeciwwskazania:
1) po co, jeśli w tym czasie znajdzie się siakieś akuratne.
2) po co, to nie moja sprawa.
3) po co, to nie moja wina.
4) po co, ja mam lepiej, więc wyszło nawet... lepiej,
5) po co, tak skoro już mam lepiej, zrobię jeszcze lepsze to bum całe.
6) po co.

typ bodźca w odzczuciu osób 'trzecich': konstruktywnie stymulujący.
tempo zanikania biorców bodźca: szybkie.

ad rem, biegun północny: LEPIEJ NIŻ ŚREDNIO* = niesprawiedliwie & odcisk-ambicjii deptnie


lataj, patataj, na wiadrze mi lataj,
zamiataj, patataj, do skrzydła zamiataj.
jesteś, patataj, ty hultaj, więc łataj
tę dziurę, patataj, koniarzu załataj.

w takich momentach z 35 robi się 37, a bogu ducha winne sprzdawczyki-handlarze wypalają po 60 malboro lajtów dziennie:

smutne jest życie wieńczone zawałem, lecz jak co plotkuje, to wiesz, że jest małe.

poczucie me humoru & żart zmyślny jakże bawi mnie(&tylkomnie.) , tutaj, proszę bardzo, ponownie element iście groteskowy+jesteśmy fajni; alewracającdotematunaprawdębawi; jezus chrystus skąd się biorą ludzie tak doskonali.
jak by nie spojrzeć wszystko racja.
to ostanie zapytaniem było, ale bez znaku specjalnego, równie specjalnie & dla zmyłki.

JESTEŚ W UKRYTEJ KAMERZE.

racja, że paznokci już nie mam. były godzinę temu, w sensie tu, teraz są gdzie indziej. & jeszcze audacity ma to do siebie, że nie działa mu do niczego nikomu, nota bene, nie potrzebny mikrofon. tutaj problem, wątpliwość odnośnie "nie potrzebny" / "niepotrzebny". niby przymiotnik & drugie, ale wraz nie pasuje.
może przez stukrotne zaprzeczenie, trudno stwierdzić.
comówiwieśniaknoczytak.
no w każdym razie nieważne.

powinno działać a nie działa, czyli mamy do czynienia ze złem.

walczta.

paaaaxxxx [!]

laurka na papierku po wyrobie czekoladopodobnym mówi, że moje mosty są bardziej PRO niż twoje, ponieważ chronicznie ulegają samospalaniu & nikt sobie nimi głowy nie zaprząta. ta moja laurka to & pewnie ma rację. bo widzisz, zdzisiek, tu jest teraz w sumie eleagnckie ognicho, jak pan bóg przykazał, więc chyba już czas. koniom w pyska dać & w drogę. takich koni to ja ci nie mam, mówisz [?] ino mam inne, kamracie, więc idę, znajdę nowy most do się sfajczenia, to znajdę, nie znajdę, to nie znajdę & będę iść dalej aż iść przestanę & ot cała filozofia.
wiśta.

ps z kropką czy bez, przeczytał ją kto, czy już poszła do segregacji [?]

ok.

'F' the toolkit.


nevermind the rod.
i'd rather get a fish [!]

one's born to become a shade thats colours richness consistently chooses whether & when to make itself visible.
one may be given a chance to blend
then one may be given that chance not.
one may be forced to quickly fade
one may stay strong & never rot

one's born to become a painting that's a more or less fortunate attempt of bringing to reality a vision of their mind.
one may have a mind of their own
one may have a mind of their own not
one may be willing to paste the cloned
one may be able to hatch the plot

she was born to become a palette of yellow, red & blue needing both the worlds individals & the(self)mades to keep her from drowning in that black stain of hers.

one may see she could make it all
one may watch & think she could not
one may think if she seems so low
she sure is low & leave it just like that
one may come take advantage of
one may come give her two more slaps
one may come out with a box of love
thus in both ways one can do a lot.

open your eyes
keep them closed if you please
i know you watch
but then do you see [?]
it's in your palms
fingers crossed till they bleed
swines of the skies
ask them now
they know me

out of options, one says, promptly ending the chase.
ceiling caps with the door heading out of this place
coneheads still seek their chance for a plain stable space
then the next thing one hears is 'whatever the case'.
if you knew what it was then you sure too knew why
throw the cartridge blank out & visualise that i'm...
neither a painting bit, nor a color left alone
i'm a variety of such (yet) lonesome to the bone.

czwartek, 10 grudnia 2009


jestem na krecie
na krecie wiecie
jakie kłaki znajdziecie
na krecie wiecie
jestem na krecie
na krecie wiecie
jakie ścierwo znajdziecie
na krecie wiecie
może powiecie
czyście na krecie
podłe bździągwy & śmiecie
czyście na krecie
może powiecie
czyście na krecie
wiosną zimą, czy w lecie
czyście na krecie
kret tunel klecie
kryty, nie zjecie
nie zjecie dziś nic śmiecie
kryty, nie zjecie
kret tunel klecie
kryty, nie zjecie
kreta nie dostaniecie
kryty nie zjecie
on swoim wplecie
co wplatać wplecie.
lecz nie wiecie wy śmiecie
co wplatać wplecie
on swoim wplecie
co wplatać wlecie
li nie wplecie wam śmiecie
co wplatać wplecie.
pomrzecie śmiecie
kiedy [?] nie wiecie.
szczęśliwy smród pomrzecie
kiedy [?] nie wiecie
pomrzecie śmiecie
kiedy [?] nie wiecie.
lecz tępy lud pomrzecie
kiedy [?] nie wiecie.
w mózg nasz: palecie
kolorów gniecie
drwienka, wasz smród, śmiecie
kolorów gniecie.
w mózg mój: palecie
kolorów gniecie
ensemble was wszystko śmiecie
kolorów gniecie.

wszystko kurba, wszystko & zejdźta mi z oczu, tak bardzo jak nie wchodzicie.

poniedziałek, 12 października 2009

w nocy o północy.


tak bardzo cię wielbię, człowieku, tak bardzo.
swoją drogą, czy to właściwe określenie [?]
które [?] już ty wiesz które.
doskonale wiesz które & nie, ono raczej nie jest stuprocentowo adekwatne, ośmio też nie zresztą.
ze skrajnie różnych względów, ale mamy tak samo, dlatego wrócę.
& kiedy tylko rzecz nastąpi, USTĄPI jej z drogi obopólna amnezja, ta sprzed lat nieokreślenie wielu, ta sprzed zawsze & sprzed nigdy, zrobi bum & odda nam przyszłe teraz na wyłączność.

we.

czekaj.

poniedziałek, 5 października 2009

papy ci to urodziny.

ktokolwiek za to odpowiada, proszę by mnie jegomosc przeżył. ano dziękuję.

sobota, 3 października 2009

gościniec.

tak, to tam kurba leży, więcej...
będzie leżeć dalej.
tak jak leżało od ponad półotora miesiąca.
l-e-ż-a-ł-o.
nikt nie ruszy, bo nie, ale coś ruszy owszem, czekajta do grudnia.
deszcz temu nie straszny, sepobędzi&wyschnie, ale śniegu to już nie.
ten jest groźny & bezlitosny [!]
ten to wykończy bez dwóch zdań & ja już nie mam więcej pytań.

skarbomat.

on ci to właśnie gwoli ścisłości.
po kiego nie wiem.
od kiedy tyż.
ale brzmi dobrze, to jest [!]
bzium.

notesik szesnastokartkowy w kiosku na pierwszym piętrze.


złoty pięćdziesiąt, schodami lata świetlne w dół.
w sensie, że nie wolno [?]
przepraszam, taki tik nerwowy.
& na dobrą sprawę jeszcze nikt nie zabronił.
jeszcze nie.
ja niby czekam na rzecz, antycypuję & się spodziewam, ale żeby w czasie dokonanym, to nie właśnie, tak jak mówię: 'nie'.

1958 do +nskncznść.


chroniczna marnacja.
kontrola sygnalizacji świetlnej.
niszczycielskie moce rozkładu jazdy.

z dupy wzięte, ciąg paszy.


wabię się fafik, jestem bull terierem, a pochodzę z hodowli pani halinki.
reaguję na 'siad', 'bierz go', 'aport' & 'przynieś kapcia'.
bardzo smakuje mi kocia karma, lecz o tym nikt nie wie, bo ja nie umiem mówić.
szczekam jedynie, hał hał.

si wi, kurba.


trudnię kontemplacją własnej bezsilności w aspekcie piasku pod huśtawkami.
mieszkam na śmietniku.
z wysypiska myśli wygrzebuję obojętność & gotuję z niej pastę.
gdy już zejdę, to z przejedzenia, a tobie pozwolą wówczas pogładzić mój abstynencki brzuszek piwosza.
nadęty taki.

bezcelowo raczej chyba.


roly poly.
arco na pizzicato.
jest zimno.

chcę nie chcieć,
nie chcę chcieć.
chcę&niechcę.
przeraża.

nie zmienia faktu, że nie wiem.

komplikujesz.
brakujesz.
drażnisz.
szatkujesz.

idź sobie, podejdź tutaj w kolczykach z klamek samochodowych.
właśnie tak, inaczej.
tępo, niekonkretnie, żenująco.
sprecyzuj, bądź zamilcz z odbakaliowanym keksem w garści.
przedawkowanie przyimków gwarancją rychłego upadku tego, co już leży.
pszz pszzz pszzzz...
pszenica.

wewnątrz miszel. wokół cisza.


jestem ćwierćminusatrakcyjną dziewczynką o połówkowym rozmiarze buta & 165 cm w kłębie.
chętnie zapłacę ci za stertę kłamstw & chwilowe przetransponowanie mnie do podzbioru liczb bezwzględnych.

stawka do uzgodnienia, odpowiadam na losowe zgłoszenia.

pentyk pokojowy.


myślę o podłodze & znajduję sufit.
to dziura w percepcji - ma kształt nieskończeniewielokątny, a przepuszcza przez siebie nawet najbardziej krągłe okruszki szansy.
lecą w dół tak długo & od tak dawna, że nie sposób spamiętać od kiedy konkretnie, lecz powód jest znany & podmiot też w sumie.

myślę o podłodze & znajduję sufit.
nie tyle o lądowaniu tu mowa, lecz o wryciu się tępym kadłubem głęboko w skorupę & konsekwentnej podróży do centrum, tam gdzie miękko, lecz żarliwie & skąd już nie ma ucieczki.
tlenu braknie, lecz gie płonie, dać nie raczy przejść na wylot.

myślę o podłodze & znajduję sufit.
flak & bebech krwią opluty zawieszony w crofesimie, chciałby dalej, chciałby wstecz, chciałby móc, nie może, rwą go.
odśrodkowo, dośrodkowo, byle został cały kurczowo się trzyma, nie sam - ich wolą, li chcą, by mu w przełyk wpłynęła każda kropelka cierpienia.

myślę o podłodze & znajduję sufit.
zdychamento z twarzą spięta: tysiecznym obojętne, trzem akuratne, jednym smutne, minus dwum piętnastym tragiczne.
dawca minusa dla ostatnich nie przybywa, więc na do widzenia uroić wypada sobie sytuację, w której ten motor z zezwoleniem wylatują w powietrze: bum [!] boli, że boli, boli, że przestanie.

myślę o podłodze & znajduję sufit.
gdzie moja rzęsa [?]
nie wiem, bo mnie nie ma, pozostawiam semantyzmy dla niestniejącego wcześniej ładu & się żegnam z niemą historią świata drewnianej żarówki & cytryny na ustach.

poniedziałek, 23 marca 2009

jak zabawnie jest ścisnąć ciepła stopę chłodną dłonią.


pościskam tak sobie aż do końca świata.
ojej, pan mus.
cóż, pan, panie musie, wie jak będzie.
pad doskonale wie, jak będzie, czy sens jakkikolwiek by się znalazł w mym dalszym tłumaczeniu.
trafnie, a & twarze pozostaną to niezbadane, to niedostępne.
wywar z upokorzenia wypiję duszkiem,
koktajl doustnej podłości opróżnię przez słomkę,
pierwiastek nieudacznictwa utrwalę dożylnie,
a resztę dni spędzę przy herbatce chronicznego zmęczenia.
nieopatrznie przyuważona na ulicy dostarczę bezgranicznych złoży samozadowolenia,
uszczęśliwię, wzbogacę, podbuduję.
niechże misja ma, łaską towarzysza kartofla spowita, chwałą się okryje & w pudełeczku chluby w kredens jego wskoczy, amen.

czwartek, 5 lutego 2009

życie z dnia chronicznego bebecha.


jogurtem w nią [!]
nie żeby pełnym, wyjedzonym rzecz jasna, ale wez zostaw ociupnkę na dnie, co by się ulało, tak, tyle zostaw.
brudna szmato, cos się stało [?]
nie jestem brudna, a swieżo po praniu.
to tutaj, to substytut laktozy, dopiero co doleciał.
w ciąż wilgotne, czy mogę zrobić temu zdjęcie [?]
nie możesz, ale proszę - rób.
fascynująca sprawa, zatem wspólnie ze szmatą udajecie embriona [?]
nie żebym widział w tym cos złego, to po prostu sympatyczna okazja, by przygrzmocić w szafkę... więc [?]
tak, jestesmy małym, głodnym embrionem, pochodzimy z dzielnicy dzikej [o ile umiesz napisać "dzika" !] & przyciągamy srogie złoża nabiału. gdyby ktos pytał, co powstrzymuje nas przed skonsumowaniem owego, odpowiadamy "wszechobecnosc". trudnosci w przeprowadzeniu domokrążcy z punktu a do punktu c powodują brak czystej kartki dla artemidy z wagą, tudzież kasację wszelkiego rodzaju danych na temat jej współbiesiadników & koło się zamyka.
ono vient de loin, pochodzi z daleka & trzyma się jeszcze kilka długich godzin.

wtorek, 27 stycznia 2009

odwróć się [!]


& jeszcze raz.
tak, dokładnie ciebie nienawidzę.
jego, jej & jego, jej też, jego też, was, ich, tego tutaj psa.
wszyscy jesteście jednakowo odrażający,
wszyscy w kręgu,
wszyscy wydajecie z siebie identycznie paskudną woń samozadowolenia.
tylko ja ją czuję, wy to wiecie.
bez słowa protestu przyjmę kolejną dawkę upokorzenia, wy to wiecie.
nie odwdzięczę się, wy to wiecie.
ale [!]
ale, na przyuważenie czego chęci wam brak...
zważcie, iż gnoję was, depczę, niszczę myślą & gdy tylko znajdę tę cienką granicę pomiędzy snem a przebudzeniem, pozwolę wam rzecz odczuć.
naprawdę pozwolę.
pełnowymiarowo.
cierpliwości.

czwartek, 22 stycznia 2009

po turecku.


siedzę & marznę.
zostanę z godzinę, czy dwie.
gdy cała odrętwieję - wstanę & wybiorę jedną z ławek po drugiej stronie budynku.
o, tak pewnie zrobię... chyba że od razu wrócę do domu, nie wiem.
trudno mi się okrelić.
nie, nie dostaniesz numeru.
od ciebie z kolei przecież nie odbiorę ani jednego połączenia, to dosyć logiczne.

wtorek, 13 stycznia 2009

wszystko w porządku [?]


prosze natychmiast opuścić teren stacji.
koniec zabawy [?]
na to by wyglądało.
myśmy tu tylko badały pierwiastek empatii w relacjach interpersonalnych wśród obcych sobie jednostek...
do widzenia.
macie to może na taśmie [?]
ależ oczywiście [!]
czy mogłybyśmy zatem...
nie [!]
... na kopię liczyć.
nie, niestety nie ma takiej możliwości.

poniedziałek, 12 stycznia 2009

belka zwana duszą.


wypadła już była z razy cztery.
czy to samoistnie, czy przy upadku - pan lutek się rozprawił.
dzisiaj z kolei wydłubałabym drucikiem.
gdybym drucik miała, co oczywiste & gdyby one nie leżały tak daleko.
wydłubałabym napewno, przysięgam [!]
zakurzona, bezużyteczna kupa drewna.
tak, przestroiłabym o tercję, nie w dół bynajmniej.
usunęłabym drzazgę ze środka & zostawiła takie puste, bezbronne.
struny, aubert & deki kontra boczki.

miażdżą, łamią, niszczą.
niech pęka złom, niech sobie potrzeszczy & się upodobni.
temu gnojstwu wszystko obojętne, ono ma się dobrze, gnojstwo nie wegetuje w żadnym razie.
ono sobie elegancko podeschnie, co by zabrzmiało nawet lepiej, za lat pare, co by na wartości zyskało.
nie, mu to nijak nie wadzi.
niech zacznie [!]
pocznij wadzić gnojstwu, o zacny kolego marazmie [!]
niechże poczuje, skoro posiada wewnątrz pudła tą bzdurną wykałaczkę & tacy są nierozłączni.
niechże poczuje jej stratę & te dziesiątki kilogramów nacisku, które na swój korpus przyjmować miała w zwyczaju.
szukam parszywej empatii.

czwartek, 8 stycznia 2009

charakter a odczyn [!]


chcę wszczepić ludziom czipy, które na moje komendy sprawiać będą ból każdej jednej komórce ich ciał.
czerpiąc z rzeczy nieograniczone pokłady satysfakcji, pocznę przechadzać się pomiędzy skulonymi w agonii, błagającymi o litość korpusami, z wyższością spoglądając co po niektórym prosto w oczy, szepcząc do półsprawnych uszu słowa odmowy.
dostrzegając, iż cierpienie większości sięga apogeum, robię przerwę co by nie zeszli przedwcześnie.
myślą, że to koniec, ja nie odpuszczam.
daję chwilę na regenerację sił & dostarczam dostarczam kolejnej porcji wrażeń lubym mym człekom.
tym razem zainstalowany pod ich naskórkiem czytnik ma za zadanie obdarzyć każego fragmentem jego własnych organów. wysadzone w powietrze kończyny zgodnie z wciąż obowiązującym powszechnym prawem ciążenia opadają ponownie na grunt, ofiary mogą podziwiać z bliska czego im ubyło, czego przybyło. zostawieni w tym stanie na wiele długich tygodni, zalepieni bebechami & krwią acz elektronicznie zabezpieczeni przed wdaniem się w rany co groźniejszych zakażeń głodnieją & zdesperowani właściwym im poczuciem łaknienia, konsumują własne, bądź sąsiada - odnóża.
z ochotą żują łydki, pięty, palce u nóg których paznokcie melodyjnie chrupią pod od miesiąca nie szorowanymi zębami.
mlaszczą, mamlają, oblizują się, dziękują, mi, gospodyni, za ten pożywny posiłek.
zatracają wszelkiego rodzaju pragmatyzm swoich, ograniczonych co należy podkreślić, działań, poza bezwarunkowym uwielbieniem sprawczyni ich obecnej sytuacji nie posiadają już żadnych uczuć wyższych.
że za oknem śmierdzi, a zbliża pora obiadowa plus co za tym idzie, chcęć na spagetti, nastawiam wodę w czajniku elektrycznym & po raz ostatni łapię w garść pilota do ludzkości.
stężenie co oczywiste maksymalne, klik, czerwony guzik.
mieszając w garnku stopniowo poddający się temperaturze makaron, pilnując jego chwili 'al dente' obserwuję jak ci za oknem prężą się, gną & wrzeszczą.
8 minut, mmm, idealny.
cielska milkną & padają bezwładnie na pokrytą ich własnymi odchodami ziemię.

scieramy ser.
oj, gdzie koncentrat.