poniedziałek, 20 września 2010

combo breaker.

o. o. o.
triple o,
triple no.

you're supposed to FIGHT for whoever it is that you want in your system.
fight, scream, yell, rattle, shake & roll.
& if you don't think this might ever apply...
bitch how little do you know [?!]

z ksiezyca prosto.

rzygac chce, gdy takie bzdury
jak & wiesc od tepej rury
czytac musze, choc nie musze.
z wielkim ci to animuszem
o wywlokach spod latarni.
tak wiec czytam, chociaz brak mi
kluchow juz w zoladku moim
chociaz pochlonelam sloik
chociaz duzo tego bylo
wszystko mi sie wyrzucilo
wszystko, gdy to zobaczylam
moze to jest, kurba, kila
przenoszona droga slowna
moze dupa swa nadobna
& ta druga (metaforka [!])
przekazales mi potworka...
co, mam teraz wychowywac [?]
...

czy przekazac / podac dalej.
jak ty myslisz: ja sie bawie [?]
mnie ubawil syf sromotny
ktorym zza gory golgoty
mi zajezdza, gdy krzyz niose [?]
jak ja gnoju ci poniose,
to zobaczysz, sie przekrecisz.
moze wtedy sensu zwedzisz
moze bedzie ciut za pozno
moze wlaczysz mozg na prozno
moze mnie to nie obejdzie
moze dawno mi juz przejdzie,
moze w ogole mnie ominie...
tak czy srak, to niech ci plynie
struzka wartka twa holota.
bedzie o CZYM snuc tu gniota.

nylonowo.

wiecej wag by sie przydalo,
tych co jest, to jest za malo
by okreslic moc twej kary.
moze jestes juz za stary
by sie bawic w te przynety
niescislosci & zachety,
albo tepys panie zbytnio
by dostrzegac to koryto
w ktore stale zamiast paszy
lajno walisz, jak sie patrzy.
powiedz, panie, co jest prawda,
ze widywac cie nie warto
czy ze pragniesz mocno rzeczy
z ktorych kazda cos zaleczy
z ktorych kazda cos zalata
& gdy bedzie cala mata
to ja poledz na niej winnam
plynna bede, czy nie-plynna
wraz tam murem pozostane
bo sie dowiem w koncu, panie,
ze to mnie tam wlasnie trzeba.
ze juz nam nie-straszna gleba
bo sie sami ponad wbijem
czy bejsbolem, czy to kijem
wszystek sami & bez dresow
sciezka mysli gps`u
gdzie pomiedzy sie spotkamy.
czasu juz nie odsprzedamy.
nasz ci on, nie jej, nie jego
nie masz bardziej nic cennego
od uplywu pod kontrola.

...ale sie nie dowiem.

środa, 15 września 2010

bez_mła.

nie rozumiem was, nie rozumiem ich. nie rozumiem dlaczego to się wszystko wiąże z uprzednim rozsypaniem czasu po wioskach. na trzeźwo jeszcze ciężej jest z tym niezrozumieniem. ten czas to moje przekleństwo, to skurwysyn od którego nierzeczywistego bytowania nigdy się nie uwolnię. & to zawsze będzie tym wyścigiem, będziemy się przepychać, plaskać po twarzy & dzielić przez łeb. tylko po to, by pierwszemu się ogarnąć. ci którzy się od tego wyłamią w istocie będą zasługiwać na spokój najbardziej. & właśnie najdotkliwiej ze wszystkich go nie dostaną. CHAOS [?] szczerze wątpię, bym tego typu dywagacjami wprowadzała go w swój system. bo ta siła ma zło w zamyśle. dlatego powytwarzała tyle energii. a jak, bo może z troski o coś, co jeszcze nie zaistniało [?] z troski o coś, co wraz się samo z siebie będzie napędzać [!]

lepszy rydz.

wstań dziewczynko, wstań, cię proszę. ja nie sypnę tutaj groszem, mi złotówką, ni dolarem. za to dłonie moje stare z chęcią niecnie w twarz ci dadzą. może wtedy mózg wygładzą [!] bo choć mądrym go nie widzą, często się niemalże wstydzą za czas jego używania [!] ciężki umysł, ciężka bania, ciężko na podołku legnie. bez radości, za to żewnie, a ja przecież się poświęcam dając ci to dzierżyć w hecach, odprawianych przez nas co raz. w sumie teraz to nie pora, lecz jak zechcę, to znać dam ci. wtedy pędzisz jak do babci ten kapturek pędził z razu. tylko nie kręć mi do lasu, bo tam jeszcze cię zużyją... nie poproszą nawet - siłą [!] wtedy żadna z ciebie korzyść [!] tak przynajmniej siedzisz w młodych kręgu moich panien z pędu, tak, na prędce przygruchanych, tu & tam konsumowanych, lecz po chuja mi potrzebnych. gdybym chciał ci ja tych rozmów pewnych co je ruszać próbowałaś, poszedłbym gdziekolwiek, mała, ty z kolei tu masz wała. rób z nim przeto co należy, patrz jak pan tu błogo leży, po czym wyjdź, gdy już skończymy. na co mi są popłuczyny, gdy kolejkę drugą zrobię z panną co się tako zowie... nie pamiętam, nie istotne, numer znajdę po matronie, którą ruchał gdyś kolega. tak, się zgadza [!] ta lebiega to jest siostrą jego dupy. grunt by się trzymało kupy, bo bym jeszcze się pogubil... tyle cycków, tylu ludzi, a zaliczyć ile trzeba. coś nie pasi [?] pies cię jebał. wypierdalaj w czortu matry, we łbie odmów wszelkie mantry, lecz to tak, bym już nie słyszał. los mi twój dość smętnie zwisa. też powiewa, prawdę mówiąc. gdy zasysasz oblizując.

czwartek, 9 września 2010

BEJBI is dead.

official time of death dated on september 8th 2010 a.c. (wednesday)
before i drop the issue COMPLETLY & let the wind spread her virtual, non-existing ashes around the globe, i'd like to tell her story & eventually clear up the reasons of her fortunate passing.

i think i invented her sometime around 7th grade (1st, junior high), possibly at the age of 13 or 14. i guess it's the latter when she got the name & it most probably was in winter 2004/2005, when i first got people calling me that. 'hey baby' here, 'hey baby' there. that childish, pointless & nearly psychotic behaviour of a broken little girl, it needed a cover up. it needed some trivia excuses & some trivia answers for the outside world, so cruel & so different from the one of hers.
so she wrapped herself inside the half-seethrough kitbag, tied it tight & decided not to come out. as the years went by, she got older & the fear was growing as well. the ever-strenghtening conciousnes turned out to be bigger than her & time made the pain unbearable.

then came the day that made her realize she's just way too big for the sack & she doesn't even fit anymore. the pressure tear the fabric into pieces & so she could finaly see. & be seen.

too much is too much.
& the minute it hits you, you just know, no matter how good it could've been at times, the THROE it has caused that ONE, single, PARTICULAR time is not even worth it.

& then you know you won't ever want to feel that way again. & you won't let it happen.

yes, at times you JUST know.

& that belief is much stronger than anything else.

i am, i don't need her.
the name is not important.

& so i let her go.

wtorek, 7 września 2010

mdpv.

z każdą minutą. coraz lepiej, drodzy jacykolwiek. tak najzwyczajniej w swiecie chcąc opisać me obecne położenie w celu ku pamieci: ruchańcowe te amo dobiegło końca w momencie gdy jego tytuł skrobałam długopisem tym od kolegi bliżej nieokreślonego, przypadkiem spotkanego, jednego z drugim & ósmym. zdaje się, że lubię ci ja taki świat, jedyna to w sumie forma świata, która mi na tym konkretnym odpowiada. ta standardowa panie dzieju raczej bardzo niebardzo. thank god for kfc. chwilowo miejscowka ta nastrojową w mistycznym niemalże wymiarze się staje stopniowo, zaskakujący albowiem & błogi spokój wypełniać poczyna duszę mą na codzień psychotycznym chaosem targaną. nawet to ewidentne & wątpliwej w istocie jakości mono & stereo w składzie... o matko bosko szlag cię & wszystek inny, czy to moje urojenie jedynie, czy w najbrudniejszej ze wszystkich dostępnych na swiecie placówek miedzynarodowej sieci darmowych toalet pojechał właśnie kevin "słońce me" michael z tworem o tytule 'vicky's secrets' [?!] stopień wywołanym tym osobliwym faktem, nie-faktem ekscytacji sprawił, że od tamtej pory do momentu obecnego, tego tu terazy gdyż wystukuję 'wystukuję' & następne 'wystukuję' po tym pierwszym, bo po trzecim już nie, dwa szajsy jakieś tępe niemiłosiernie & blacharskie, rodem z remizy polecieć zdążyły. teraz (boję się pomyśleć ile już razy użyłam tu, o zgrozo, tego słowa) czwarty już z kolei zawodzi zawodnik, hłehłe, gra słów jaka szczwana. "discovery channel etwas etwas" ---> arenbiowe chłopczę do imienia swego wymówienia, przez dziewczę jakieś przypuszczalnie, jękliwie nakłaniający ---> remix jaki abby, czy w wykonaniu słynnego swego czasu a*teens coveru "gimmie x2 a chłop po północy" / inny ew. szajs tego typu, ACHTUNG ACHTUNG, relacji tej playlist'owej, nijak ode mnie niezależnej & wraz się w czasie rozmijającej skrajnie et nieograniczenie, KONIEC, FINI, FINITO, END OF STORY, no more of them effin', less or more foreign fucking, freaking, funking etc etc LANGUAGES TO IMPRESS MY GODDAMN SELF WITH. it's just me here, honeybabe, ain't nobody else but me & that sexy ass off the wall mikey double j banging on the speakers. & my insatiable mind, as the matter of fact. ly. truthfuly, honestly, frankly speaking, i'm shaking, i'm shook up shook up, oh so shook, it,s that peaceful, blissful as HELL (yes dude [!] ) type of arousal that doesn't even make you do THINGS. you know them, right, the very same way i do now. one hundred percent, honeybabe, it's a 100, full package type of thing. too bad i gotta go right because they want to. but i'd better save this thing before it all goes to waste. quickly, NOW.

nie mam pojęcia skąd biorą się ludzie tak głupi jak ci, którzy się biorą.

są wszędzie, dookoła, z prawej, lewej, na dole & na górze. wlepiają w człowieka te swoje puste ślepia, a to tylko po to, by stwierdzić z której strony bezpieczniej go ominąć. czy też szybciej w sumie po prostu, wyrywając mu przy tym możliwie jak największą ilość guzików z rękawa płaszcza. ja swój wciąż muszę uszyć, ale im po prostu nic nie przeszkadza w tym rwaniu. & nic nie uzmysłowi im, że może chociaż materiał mi przynieść. choćby stricte dla niepoznaki. żeby to jakoś wyglądało. nie. rwą na sucho, na pusto & ch., bo nic z tym nie zrobię. mogę tylko przysiąść & patrzeć jak torturują mnie już nie samą świadomością, lecz pełnym pakietem audio-wizualno-organoleptycznym wręcz. & tak sobie czuję. gdzieś daleko poza sobą, z boku.

poniedziałek, 6 września 2010

no one for some.

gdy śnią się takie rzeczy jak ciąża z kolegą z podstawówki, karmione metalowymi elementami pojazdu ratunkowego dzieci zesłane na dożywotnią izolację & usłane grzybkami halucynogenkami ucieczki przed ptakoludźmi... nie jest dobrze.
zazwyczaj.
po przebudzeniu obranie jajka zajmuje 15 minut a rękaw szlafroka & tak wyląduje w kupie majonezu, bo gdzie by indziej miał wylądować.
nie pamiętam jeszcze w zasadzie o co chodziło z tymi smokami ingerującymi w siły międzyplanetrane & dysputą dotyczącą jadalności poszczególnych odmian smoka.
o co chodziło później z tą amputacją nóg przyszpilonej za skórę do windy dziewczynki (niespłukany szampon [?]) dlaczego prowadziłam vana cabrio & dlaczego ten brudny sługus wpakował mi do niego łomy, po czym samego siebie... [?]
tłum ludzi w garażu, coś o second handzie, oklaski, ja przemawiająca głosem sade & setki przedkadencyjnych scen grozy & przemocy.
coś w stylu stref z zadaniami od wykonania których zależy wiele dziwnych rzeczy.
za dużo pytań.

za dużo ich mnie wyniszcza.
czuję, że już coraz bliżej krawędzi, tak jak mówiłam, że się niebawem całościowo zdefiniuję, czy pójdę na plus, czy na minus...
chyba jednak na to drugie się zanosi.
chciałabym jednocześnie odwlec ten moment & dać sobie kolejną, ostatnią-ostanią szansą, a z drugiej strony marzy mi się rychły koniec.
jak najszybciej, jak najsprawniej.
bez względu na finalny rozrachunek & jak to będzie trzeba podsumować.

mam dosyć czekania, mam dosyć wpatrywania się w sufit & szukania kryjówki w miejscach mniej, bądź bardziej do tego przeznaczonych.

zwyczajnie kończy się inwencja, kończą możliwości, nawet ten pieprzony czas w nadmiarze, bo on przecież jeszcze współdziała z samą kondycją.

mam zniknąć tylko dlatego, bo sposóby poczekalniowego wyciszenia emocji zadziałały przy okazji na organizm jako środek [?]

zamieniam się w to żałosne, tkliwe, pełne sentymentalnych bzdetów & aspiracji stworzonko, którym zawsze bałam się stać & którym zawsze próbowałam NIE BYĆ.
moja człowiecza forma nie stanowi tu jakiegokolwiek rodzaju usprawiedliwienia, po prostu istnieje granica dla wymiaru prezentowanej trywialności.
im jej więcej, tym mniej czynników ego-twórczych.
ego-definijących.
wiem, że po drodze zgubię siebie, a to jedyne co mam.
& z tego miejsca już nie będzie powrotu.

bezsilność, drgawki.
chroniczna padaczka mentalna.

a chłop babie na miedzy...

KURWA MAĆ [!] kurwa [!] o co w tym wszystkim chodzi [?!] gdzie jest koniec, gdzie był początek [?!] mam w sobie tyle dobroci, tyle ciepła, tyle miłości, tyle troski, dlaczego NIKT TEGO NIE CHCE [?!!!!] tego jest za dużo, zalega, rozrywa, pali, parzy, mota się, drży,telepie, szuka ujścia... ja... JA jestem kurwa kalejdoskopicznie barwna, własna, mózg wykonano mi z nadaktywnych nanorurek, nawet moja pieprzona prezencja ma się tak, że jak akurat się uprę jak dziś, to stwierdzę, że można popatrzeć, DLACZEGO KURWA NIKT SIĘ NIE ZJAWIA, dlaczego nikt mnie nie widzi, dlaczego nikogo nie spotykam, dlaczego MNIE nie widzisz, dlaczego [?!] dlaczego się nie zjawiasz, dlaczego nie ujawniasz, DLACZEGO ukrywasz, dlaczego się BRONISZ [?!!?] dlaczego to tyle trwa, po co, czy w ogóle, czyż kiedykolwiek, dlaczego to musi być tak ciężkie [???] dlaczego odczuwam tak intensywnie, dlaczego każdy oddech sprawia ból, DLACZEGO cię to nie obchodzi [?!!] abstrahując od kwestii tego jak bardzo potrzebuję ukojenia, dlaczego nie chcesz go ode mnie, dlaczego nawet go nie BIERZESZ [?!] dlaczego cię nie ma [?]

sobota, 4 września 2010

empty, yet still dripping
took lessons from the wipping
but your chest looks so cold
& the bits, they unfold

& i am just so tired of waiting.

lost, lost, yet still breathing
know i've done a lot of thinking
all those stories once told
i've just built them a road

now see the way that they've been driven

they're out on a wooden bulb & a lemon lane
a wooden bulb & a lemon lane
pacing & racing & dancing & prancing
they're out on a wooden bulb & a lemon lane
a wooden bulb & a lemon lane
they get together
they mend
they blend
they combine
wooden bulb & a lemon lane
shall we spill the wine

today [?]

piątek, 3 września 2010

(nie)cierpliwość.

całe szczęście to wszystko dookoła & tak nie dzieje się na prawdę. kiedyś pójdę tam, gdzie chcę & wtedy się poznamy. ja zobaczę ciebie, ty zobaczysz mnie, na odwrót, czy tak właśnie. po chwili będziemy wiedzieć. pamiętaj mnie wtedy zawołać, bo może akurat nie będę mogła tego zrobić.
skoro to ty, może nawet & zawołam, ale lepiej nie ryzykować.
tak, krzycz, gdy się zobaczymy.
krzycz bardzo głośno, ile sił w płucach.
nie chcemy się zgubić,
to by nie miało sensu.

potem wykonamy breloczki ze swoimi podobiznami & wymienimy się nimi.
żeby zawsze być blisko.
wiesz, one będą miały takie miejsce, w którym da się je pernamentnie połączyć.
my je tak właśnie zetkniemy & będziemy się rozchodzić po polis wytwarzając silne, międzybreloczkowe pole magnetyczne.
to pozwoli nam upewnić się, że & tak depczemy po wspólnych ścieżkach, a w chwilach, gdy pada bateria wraz następujemy na bre-linki doładowując się.

nic już nie będzie zbyt trudne.