poniedziałek, 30 maja 2011

(kenne soszmary)

budzi się, budzi & zlana jest potem
chciałaby wszystko już mieć tu spowrotem
ale miast czegoś, to nici widuje
& tak się strasznie, oj strasznie przejmuje
że słowa powtarza, na domiar tego
światki półświatki wytwarza & legną
kurtyny, szmaty, 3d, magia, sragia
potrzeba wielka, nijaka odwaga
ze strony od któej jej napływ jest chciany
nie płynie ciurkiem, jest siuśkiem zalany
pływają w nim klocki mięciuchne, brązowe
nic jak się w plecak spakować & w droge.
ojoj, cierpliwości, tak rzec by się mogło
lecz koń niebędący zasłane ma siodło
& pędzi na oko ze stopę nad ziemią
choć wcale go nie ma & zdatny jest cieniom
przysłonią go takie, choć tempo ma zdatne
w rzeczywistości istotnie pzydatne
w rzeczywistości nie istniejące
tak jak te domy & sługi-zające
przymus, gonitwa, trzy szanse & długi
nie gubcie tortów od panny szarugi
tak ją nazwano na gwałt z braku laku
bo sama jest podła & je grom ziemniaków
tonami, pasjami, ot jak się zajada
a kiedy stanie ci w przejściu, to zwada
bo & wielka czerwień przed tobą się jawi
& żadna litość już w sumie nie strawi
& żaden odwrót, czy jaki przywilej
każdy by lizał wbród stóp jak najmilej
& jeszcze by przy tym nie łapał liszaji
choć w sumie swe życie układa na szali
dziwaczne okno na imaginację
co się przewija przez łeb: perturbacje,
wężoidy, apetyt & takie zasłonki
by nie widziały ni dzieci, ni żonki
ni mąż, ni właściciej ni matka, ni córka
a gromi tak mocno, że całyś jest w wiórkach
& gdy potem bierzysz przez ferię kolorów
to jeszcze więcej chcesz takich zaborów
gdzie trzech, czy też ośmiu, bo taka to siła
gdzie głowa się twoja do kart przyszpiliła
& ciało nie może & ciało chce-nie chce
więc raz: gdy ucieknie, to dwa: jest w kolejce
& znowu się wpycha w ten kraj urojony
gdzie nic w sumie nie ma, choć z każdej jest strony.

Brak komentarzy: