sobota, 3 października 2009
pentyk pokojowy.
myślę o podłodze & znajduję sufit.
to dziura w percepcji - ma kształt nieskończeniewielokątny, a przepuszcza przez siebie nawet najbardziej krągłe okruszki szansy.
lecą w dół tak długo & od tak dawna, że nie sposób spamiętać od kiedy konkretnie, lecz powód jest znany & podmiot też w sumie.
myślę o podłodze & znajduję sufit.
nie tyle o lądowaniu tu mowa, lecz o wryciu się tępym kadłubem głęboko w skorupę & konsekwentnej podróży do centrum, tam gdzie miękko, lecz żarliwie & skąd już nie ma ucieczki.
tlenu braknie, lecz gie płonie, dać nie raczy przejść na wylot.
myślę o podłodze & znajduję sufit.
flak & bebech krwią opluty zawieszony w crofesimie, chciałby dalej, chciałby wstecz, chciałby móc, nie może, rwą go.
odśrodkowo, dośrodkowo, byle został cały kurczowo się trzyma, nie sam - ich wolą, li chcą, by mu w przełyk wpłynęła każda kropelka cierpienia.
myślę o podłodze & znajduję sufit.
zdychamento z twarzą spięta: tysiecznym obojętne, trzem akuratne, jednym smutne, minus dwum piętnastym tragiczne.
dawca minusa dla ostatnich nie przybywa, więc na do widzenia uroić wypada sobie sytuację, w której ten motor z zezwoleniem wylatują w powietrze: bum [!] boli, że boli, boli, że przestanie.
myślę o podłodze & znajduję sufit.
gdzie moja rzęsa [?]
nie wiem, bo mnie nie ma, pozostawiam semantyzmy dla niestniejącego wcześniej ładu & się żegnam z niemą historią świata drewnianej żarówki & cytryny na ustach.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz