poniedziałek, 12 października 2009
w nocy o północy.
tak bardzo cię wielbię, człowieku, tak bardzo.
swoją drogą, czy to właściwe określenie [?]
które [?] już ty wiesz które.
doskonale wiesz które & nie, ono raczej nie jest stuprocentowo adekwatne, ośmio też nie zresztą.
ze skrajnie różnych względów, ale mamy tak samo, dlatego wrócę.
& kiedy tylko rzecz nastąpi, USTĄPI jej z drogi obopólna amnezja, ta sprzed lat nieokreślenie wielu, ta sprzed zawsze & sprzed nigdy, zrobi bum & odda nam przyszłe teraz na wyłączność.
we.
czekaj.
poniedziałek, 5 października 2009
sobota, 3 października 2009
gościniec.
tak, to tam kurba leży, więcej...
będzie leżeć dalej.
tak jak leżało od ponad półotora miesiąca.
l-e-ż-a-ł-o.
nikt nie ruszy, bo nie, ale coś ruszy owszem, czekajta do grudnia.
deszcz temu nie straszny, sepobędzi&wyschnie, ale śniegu to już nie.
ten jest groźny & bezlitosny [!]
ten to wykończy bez dwóch zdań & ja już nie mam więcej pytań.
będzie leżeć dalej.
tak jak leżało od ponad półotora miesiąca.
l-e-ż-a-ł-o.
nikt nie ruszy, bo nie, ale coś ruszy owszem, czekajta do grudnia.
deszcz temu nie straszny, sepobędzi&wyschnie, ale śniegu to już nie.
ten jest groźny & bezlitosny [!]
ten to wykończy bez dwóch zdań & ja już nie mam więcej pytań.
notesik szesnastokartkowy w kiosku na pierwszym piętrze.
z dupy wzięte, ciąg paszy.
si wi, kurba.
bezcelowo raczej chyba.
roly poly.
arco na pizzicato.
jest zimno.
chcę nie chcieć,
nie chcę chcieć.
chcę&niechcę.
przeraża.
nie zmienia faktu, że nie wiem.
komplikujesz.
brakujesz.
drażnisz.
szatkujesz.
idź sobie, podejdź tutaj w kolczykach z klamek samochodowych.
właśnie tak, inaczej.
tępo, niekonkretnie, żenująco.
sprecyzuj, bądź zamilcz z odbakaliowanym keksem w garści.
przedawkowanie przyimków gwarancją rychłego upadku tego, co już leży.
pszz pszzz pszzzz...
pszenica.
wewnątrz miszel. wokół cisza.
pentyk pokojowy.
myślę o podłodze & znajduję sufit.
to dziura w percepcji - ma kształt nieskończeniewielokątny, a przepuszcza przez siebie nawet najbardziej krągłe okruszki szansy.
lecą w dół tak długo & od tak dawna, że nie sposób spamiętać od kiedy konkretnie, lecz powód jest znany & podmiot też w sumie.
myślę o podłodze & znajduję sufit.
nie tyle o lądowaniu tu mowa, lecz o wryciu się tępym kadłubem głęboko w skorupę & konsekwentnej podróży do centrum, tam gdzie miękko, lecz żarliwie & skąd już nie ma ucieczki.
tlenu braknie, lecz gie płonie, dać nie raczy przejść na wylot.
myślę o podłodze & znajduję sufit.
flak & bebech krwią opluty zawieszony w crofesimie, chciałby dalej, chciałby wstecz, chciałby móc, nie może, rwą go.
odśrodkowo, dośrodkowo, byle został cały kurczowo się trzyma, nie sam - ich wolą, li chcą, by mu w przełyk wpłynęła każda kropelka cierpienia.
myślę o podłodze & znajduję sufit.
zdychamento z twarzą spięta: tysiecznym obojętne, trzem akuratne, jednym smutne, minus dwum piętnastym tragiczne.
dawca minusa dla ostatnich nie przybywa, więc na do widzenia uroić wypada sobie sytuację, w której ten motor z zezwoleniem wylatują w powietrze: bum [!] boli, że boli, boli, że przestanie.
myślę o podłodze & znajduję sufit.
gdzie moja rzęsa [?]
nie wiem, bo mnie nie ma, pozostawiam semantyzmy dla niestniejącego wcześniej ładu & się żegnam z niemą historią świata drewnianej żarówki & cytryny na ustach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)